Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wlochaty z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 32780.46 kilometrów w tym 7048.26 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Dookoła Tatr

Kategorie

    Maratony

    Lombardia '18

    Lombardia '18

    Marcowy Beskid Niski

    Rumunia 2012

    Dookoła Tatr



Kilka szczytów

Sliezky Dom – Velicke Pleso(SK) - 1670
Pradziad(CZ) < - 1492
Pasul Prislop (RO) - 1416
Pasul Bucin (RO) - 1287
Sch. Akademicka Strzecha - 1282
Radziejowa - 1262
Petrowa Bouda (CZ) - 1260
Pasul Pangarati (RO) - 1256
Wielka Racza - 1236
Rabia Skała - 1199
Dziurkowiec - 1189
Wielki Rogacz - 1182
Przehyba - 1175
Mogielica - 1170
Jasło - 1153
Gubałówka - 1126
Klimczok - 1117
Jaworzyna Krynicka - 1114
Kvacianske sedlo (SK) - 1110
Okrąglik - 1101
Szczawnik - 1098
Runek - 1082
Ždiarskie sedlo(SK) - 1081
Łopiennik - 1069
Pusta Wielka - 1061
Szyndzielnia - 1028
Lubioń Wielki - 1022
Chryszczata - 997
Czantoria - 995
Glac (SK) - 990
Wielki Stożek - 979
Trohaniec - 939
Mała Ostra - 936
P. Salmopolska - 934
Błatnia - 917
Przełęcz Wyżna - 886
Wątkowa - 846
Pasul Setref (RO) - 825
Magura Małastowska - 813
Kamienna Laworta - 769
Maślana Góra - 753
Baranie - 745
Jawor - 741
Sch. Magura Małastwoska -740
Kolanin - 705
Słonny - 668
Grzywacka - 567
Stravie
Królewska Góra - 554
Przełęcz Długie -550
Bardo - 534
Patria - 510


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maratrony

Dystans całkowity:1922.52 km (w terenie 1240.26 km; 64.51%)
Czas w ruchu:114:35
Średnia prędkość:16.78 km/h
Maksymalna prędkość:70.46 km/h
Suma podjazdów:35591 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:171 (86 %)
Suma kalorii:15493 kcal
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:60.08 km i 3h 34m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
30.80 km 29.00 km teren
02:14 h 13.79 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal

MTB Lubenia

Niedziela, 15 października 2017 · dodano: 15.10.2017 | Komentarze 1

No i się stało, ściągnąłem się raz w tym roku :D
Zajeżdżam na miejsce godzine przez startem. Jest chłodno, chmury, 14st, wiaterek, nie bardzo wiedziałem jak się ubrać. Postawiłem na krótkie gacie i koszulke z długim rękawem. Godzina 12 i poszli! Najpierw asfaltowy mocny podjazd który rozciąga trochę peleton ale nie na tyle żeby po wjeździe w teren jechało się swobodnie. Przylasek obfituje w wąskie single a w dodatku lezy już sporo liści więc to utrudnia wyprzedzanie, tych którzy jak zwykle ustawiają się w pierwszych sektorach mimo, iż wiedzą że daleko w czubie nie ujadą, później trzeba się zastanawiać jak ich łyknąć. Ja dla tego ustawiam się zawsze pod koniec peletonu, kogo mam wyprzedzić to wyprzedzę a przy okazji nie utrudniam jazdy mocniejszym.
Na 8km mijam Michaelale, wychodzi słońce, zaczynam się gotować, słabo to widze. Na szczęście po kilkunastu minutach znów sie ochładza i jedzie się lepiej. Po 10km pojawia się sporo błota, śliskie fragmenty, dalej są przejazdy przez strumyczki, wczoraj je poznałem i wiedziałem, że można to przejechać więc atakuje mimo, że inni robią to z rowerem pod pachą. W sumie to cały czas kogoś połykam. na 15km jest pionowa ściana w dół, wczoraj miałem problem, zjechałem połowe, dziś tak samo ale już sprawniej niż wczoraj.
Korzenie znam całkiem dobrze więc podkręcam troche żeby łyknąć kolesia z przodu zanim zacznie się zjazd bo wiem że on może tam zwolnic bo zjazd jest techniczny. Dobrze zrobiłem bo urwałem go i już później nie widziałem.
Podjazd na Zimny Dział to dla mnie nowość. Na początek stromo i ślisko więc z buta, później jadę na młynku na czele kilkuosobowej grupki. Zrzucam o jedno oczko niżej, da się jechać. Powoli urywam grupke. Lekki kryzys ale na górze podobno jest bufet. Tankuje tam bidon i ruszam dalej, grupka dopiero wyjeżdża z lasu więc jest ok.
Podjazd na Sołonkę jade już bez towarzystwa z przodu czy z tyłu. Nagle ktoś mnie dogonił i poleciał dalej. Od tego momentu do mety jechałem sam. Przez las w Sołonce jechało się ciężko bo ścieżka była symboliczna, pełna korzeni, patyków, dołków, kałuż itp, wszystko wybijało z rytmu. Na dole rzeczka a za nią skarpa po szyje, trzeba się wspinać. Końcowy podjazd pokonałem z radością, że to juz koniec i jakoś sił przybyło:D
Wpadam na metę. czeka Wilczek od 5 minut, Artur trochę dłużej bo problemy z żołądkiem kazały mu odpuścić w połowie.
Szybka dekoracja, jedzonko, wspólne zdjęcie i medal pamiątkowy i można wracać. Było super. Mimo braku formy to jechało mi się całkiem całkiem.
Pozycja open 26/82, strata do zwycięzcy 40min.

Na pionowej ścianie
Na pionowej ścianie © wlochaty

Czerwone liście robia fajny klimat
Czerwone liście robia fajny klimat © wlochaty

I po zawodach :D
I po zawodach :D © wlochaty
Kategoria peak17, Maratrony


Dane wyjazdu:
71.50 km 58.00 km teren
03:48 h 18.82 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1180 m
Kalorie: kcal

Boguchwała race

Niedziela, 11 września 2016 · dodano: 12.09.2016 | Komentarze 0

Rano dojazd do miejsca startu, zapis i godzinka oczekiwania na sygnał. Ciepło i przyjemnie. Nurtuje mnie jednak kwestia moich nóg, bałem się że po wczorajszym objeździe dziś będę miał problem, że nogi ciężkie  albo zmęczenie albo coś jeszcze przeszkodzi mi w zabawie. Postanowiłem więc pierwszą godzinę jechać w miarę spokojnie, bez szarpania a później się zobaczy.
Tak więc godzina 11 minęła i pajechali! Pierwsze kilometry do łagodny podjazd, ludzie się grupują. Na zjeździe wyprzedza mnie jeden gość, puszczam go prawą. Od tamtej pory nie tracę żadnego miejsca aż do ostatniego kilometra trasy. Ścianka na leśnym taborze podjechana w całości chociaż sporo wysiłku to kosztowało ale zawsze to kilka osób za plecami. Ogólnie tylko dwa razy zszedłem z siodła. znałem większość trasy i wiedziałem gdzie sobie wcześniej zredukować czy rozpędzić żeby nie zsiadać a było kilka ścianek. No i tak sobie jadę i jadę, jedzie się dobrze więc postanawiam podkręcić tempo. Na zjazdach traciłem, chłopaki mnie doganiali ale odrabiałem z nawiązką na podjazdach.  Na bufetach tankuje sobie bidon, głodny nie jestem, dobre śniadanie to podstawa. Druga połowa trasy to rejon Grochowicznej, tu przy podjeździe stoi Wilczek i kibicuje, było tam trochę wyślizgane wiec pierwszy wypych kilka metrów i zamiana dwóch zdań.  Ostatni podjazd na Grocho i już powoli czuje zmęczenie, nogi nie bolą, skurczy nie ma (hela mag B6 szot :P), po prostu zmęczenie i jazda z oszczędzaniem picia powoduje że jadę wolniej ale nie daję się nikomu a sam łykam powoli jeszcze kilka osób. Na ostatnim bufecie tankuje i mija mnie z 3-4 osoby, doganiam je szybko ale prowadzą na podjeździe, nie ma jak wyminąć więc  drugi raz na chwilę muszę prowadzić. Gdy zrobiło się szerzej, wskoczyłem na siodło i zostawiłem ich w tyle chociaż już mieliłem z trudem.
Powrót czerwonym szlakiem, odwracam się i pusto więc rozprostowałem się, przeciągnąłem z myślą że do mety pojade solo a tu nagle z prędkością światła mija mnie 3osobowy pociąg, aż się wystraszyłem. Ale złapałem się na doczepkę i dojechałem z nimi do mety, nie scigałem się z nimi na końcu bo koledzy i tak z innej kategorii.

dystans 47km
Czas 2:41h
miejsce w m2 14/28
miejsce w open 32/126

Ogólnie impreza jak co roku fajna, tu lubię startować mimo, że zajawke na ścigi mam już dawno za sobą. Ale u siebie raz w roku można.
Jak zwykle przyjechałem w połowie stawki m2 czyli ani progres a ni regres :P

Trasa
Dojazd i powró

Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
76.00 km 60.00 km teren
04:00 h 19.00 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: kcal
Rower:Giant TCR

mtb boguchwała

Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 19.09.2015 | Komentarze 0

MTB Boguchwała, od 5 lat we wrześniu. Niestety na pierwszej edycji mnie nie było, cztery kolejne zaliczyłem. Ostatnia odbyła się niedawno. Pogoda jak na zamówienie, nowa opona założona dzień wcześniej, zjawiam się na starcie około godzinę wcześniej aby zrobic opłate pogadać z kolegami.
Start o 11, runka po stadionie i jazda. Sporo fragmentów trasy leciało odwrotnie niż w poprzednich edycjach, doszło tez kilka nowych fragmentów, których nie znałem.
Co do mojej formy to nie miałem złudzeń, brak czasu na regularne trasy zaowocował słabą mocą ale przyjechałem dla frajdy a nie dla miejsca. Obawiałem się też zaciągającego łańcucha, nie myliłem się. Tuż po starcie 2 razy zaciągnęło, później jeszcze z 5 razy z czego 2 razy spadł łańcuch. Zorientowałem się, że tak tylko jest na kilku przełożeniach i starałem się ich unikać, druga połowa trasy była już bez takich przygód.
Niemal cały wyścig jechałem w grupie, pierwszy raz mi się udało coś takiego, chwile nawet trzymałem się grupy z Pawłem ale ten odjechał. Zostałem z Mirkiem i dwoma kolegami z Baszty Lesko. Tasowaliśmy się chyba z 30 kilometrów. Chłopaki z Leska w końcu mi odjechali a ja jechałem z Mirkiem, pod koniec wyprzedził mnie Gryszu i pognał do mety nie schodząc poniżej 30km/h, siadłem na koło ale mnie urwał po dwóch minutach.
Ogólnie wyścig fajny, sporo kurzu, na zjazdach sobie pozwalałem na wiele, nowa opona z tyłu trzymała jak marzenie, szkoda tylko, że przy zjazdach w grupie nic nie było widać od kurzu :D Jechało się na oślep. Skurcze pod koniec mnie zaczęły łapać ale jakoś sobieznimi poradziłem.
Cyfry:
Dystans- 46km
Przewyższenie- 1100m
Czas- 2h 40m
Strata- 38minut
Miejsce w m2: 16/34
Miejsce w open: 45/151

Jazda w grupie
Jazda w grupie © wlochaty

Podjazd gdzies w lesie
Podjazd gdzies w lesie © wlochaty (Stała grupa czyli Mirek, ja i chlopaki z Leska)

Dojazd na bufet
Dojazd na bufet © wlochaty


Kolega pod sklepem
Kolega pod sklepem © wlochaty

Powrót ze sklpeu z piwkiem w kielni :D
Powrót ze sklpeu z piwkiem w kielni :D © wlochaty

Wracamy do Rzeszowa
Wracamy do Rzeszowa © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
76.41 km 0.00 km teren
03:41 h 20.74 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1050 m
Kalorie: kcal

MTB Boguchwała

Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 17.09.2014 | Komentarze 5

Odpuściłem sobie ściganie, szkoda kasy i roweru. Jednak zrobiłem wyjątek dla wyścigu MTB Boguchwała. Lokalna impreza ale jakże przyjemna. Pojawiłem sie na miejscu jakąś godzinę przed startem,pogoda dopisywała w przeciwieństwie do ubiegłego roku.
Start o godzinie 11. Rundka w koło stadionu, nie spiesze się, kogo mam objechać to i tak objadę. Na pierwszym podjeździe gdzie peleton się rozciąga i tworzą się grupki doganiam Ewę a potem Masła i uciekam kawałek przed niego. W lesie zaczyna się delikatny zjazd mokrym singlem, omijam kałużę ale któreś koło traci przyczepność i przy 35km/h lece bokiem prosto w krzaki, tak bywa. Nic mi nie jest, gałęzie są miękkie, wyciagam rower i jade dalej trochę ostrożniej. Kilka zjazdów i podjazdów dalej doganiam Masła i znów go wyprzedzam ale zaraz potem spada mi łańcuch. Zakładam i jadę dalej, czuje że jedzie mi się jakoś lepiej niż zwykle, mam siłe, jest fajnie.
Na kolejnych kilometrach wyprzedziłem jeszcze kilka osób.
Ostatni podjazd na Grochowiczną prowadził czarnym szlakiem. Niestety chyba ktoś przewisił taśmę i zamiast lecieć tym szlakiem to wszyscy odbijali w lewo a ja za nimi, dojechaliśmy do drogi ktorą mieliśmy zjechać. Powstało zamieszanie bo ktoś jadący prawidłowo krzyknal ze zle jedziemy. Wracamy się kawałek do góry gdzie był punkt kontrolny wcześniej, chłopaki z punktu nie wiedza o co chodzi, w rezultacie powstał chaos, było nas tam z 15 osób. Wyszło na to, że skróciliśmy trasę ale się wróciliśmy a dalej pojechaliśmy już zgodnie z trasa.
Na 20km bufet, otwieram bidon a B.B. wlałmi kubeczek wody i sie cieszy :D Poprosiłem dziewczyny żeby dolały do pełna i pojechałem.
Powstała grupka na 4 osoby łącznie ze mna, jechaliśmy tak 15 km, próbowałem się urwać kilka razy. Najpierw w Wielkim Lesie na prostej, udało się ale na OS Kamikaze, fantastycznym zjeździe między drzewami,chłopaki dogonilini mnie na końcowym fragmencie gdzie nie odważyłem się zjechać, uciekli mi we trzech bo ja wlazłem w błoto, które mnie zassało po kostki.
Przy drugim bufecie na 28km wziąłem tylko kubek z woda i poleciałem.
Podjazd za Leśnym Taborem był męczący ale łyknąłem żela i dogoniłem chłopaków, ba nawet dwóch urwałem, trzeci siedział mi na kole.
Zjechaliśmy do asfaltu gdzie czekał króciutki ale sztywny podjazd. Postanowiłem wykorzystać w końcu działającą blokadę widelca i do szczytu wzniesienia nie zszedłem poniżej 28km/h, odwracam się i jestem już sam, nie holuję nikogo.
Podjazd pod krzyż w Niechobrzu dał mi mocno w kosć, było gorąco, na górze czekał Miciu jako fotograf i Tobol jako kibic, przycisnąłem więc mocniej. Ostatni fragment to szybki i kręty asfaltowy zjazd do czerwonego szlaku i jazda samym szlakiem w dół szeroką szutrówką. Niestety wiało w twarz, trzeba dokręcac do 30km/h ale widze ze za mną pusto i już nic nie strace a nie dam rady też dogonić goscia który jedzie 200m przede mną.
Wpadam na metę zadowolony, wynik lepszy niż rok temu chociaż trasa trudniejsza.
trasa 42km, 950m climb.
Czas 2:09:35
wynik:
31/80 w open
14/29 kat M2
średnia około 19km/h
 
Po wyścigu jedzonko i odpoczynek, w losowaniu zgarniam wejściówkędo SPA :P Brawo dla Ewy z TrollTeamu za zajęcie 1 miejsca w K Open.

Mapka z dojazdu i powrotu

Mapka z trasy wyścigu


Jak zwykle debilna mina na podjeździe:D
Jak zwykle debilna mina na podjeździe:D © wlochaty

Ostatni podjazd
Ostatni podjazd © wlochaty
Dys is TROLTIM !!!
Dys is TROLTIM !!! © wlochaty

I po zawodach
I po zawodach © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
66.29 km 30.00 km teren
03:16 h 20.29 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:900 m
Kalorie: kcal

MTB Boguchwała 13

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 24.09.2013 | Komentarze 3

Wyjazd z domu o 9 rano, zimno i wieje. Na miejscu czekałem godzinę z chłopkami na start, zmarzłem jak nie wiem. Po starcie szybko się rozgrzałem ale miało to i minusy bo na zjazdach byłem soplem :P
Jechało się tak o, dopiero gdzies od 20km poczułem się lepiej i zacząłem wyprzedzać ale nie żyłowałem się jakoś straszliwie, jechałem mocno jak na siebie ale bez szału bo rano trzeba do pracy :D Pogoda trochę straszyła ale obeszło się bez deszczu. Trasa bardzo fajna, kilka nowych technicznych dróżek się pojawiło których nie znałem. Na zjazdach mało hamowałem, tereny znam więc wiem że nie napotkam na dropa czy kamienia.
Dziwne jedynie było rozstawienie dwóch bufetów. Nie pamiętam na którym kilometrze był pierwszy ale drugi mijałem kilkanaście minut później. Trochę za blisko siebie, pierwszy mógłby być wcześniej.

trasa 39km
czas: 2:03:42
M2 - 24/45, MOpen - 49/129
Czyli nieco słabiej niż rok temu, czemu mnie to nie dziwi :)
Ale ogólnie bardzo fajny wyścig.


Trollowanie w lesie :P © wlochaty


Wjazd na mete © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
63.39 km 0.00 km teren
03:30 h 18.11 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: 2500 kcal
Rower:

Cyklokarpaty Jasło

Sobota, 14 września 2013 · dodano: 16.09.2013 | Komentarze 3

Czwarty start w tym roku, na więcej nie było czasu ani formy. Pogoda ładna ale chłodny wiaterek. Start nieco zamulony bo odbywał się na wąskim mostku więc na zjeździe z niego zawodnicy ruszali pojedynczo. Przejazd przez miasto to jakaś porażka. Skrzyżowania nie zablokowane przez policje, samochody jeżdżą normalnie, ludzie wychodzą na przejścia. Cud że nie było wypadków. Po 7km kończy się asfalt i zaczyna się jazda. Dogonił mnie Tomek Rudnicki, jechaliśmy razem 1km i nagle słyszę psss, psss, psss. Tomek musiał się zatrzymać i radzić sobie z kołem. Na zjazdach cienka warstwa śliskiego jak śnieg błota, rower tańczył jak chciał, pare razy ledwo się wyratowałem.
Zjazd torem do DH też niezły, hopki, bandy, dropy. Jechałem ostrożnie, jakiś gość za mną cały czas mi mówił kiedy mam hamować a kiedy nie. No chyba wiem na ile mogę sobie pozwolić :/ Po prostu jechałem ostrożnie. Chwilę później mega podejście, wyślizgane tak że ciężko było postawić nogę tak żeby nie zjechała w dół.
Przed podjazdami kiedy redukowałem przód zaczął spadac mi łańcuch na miskę suportu, miałem tak chyba z 4 razy, bardzo irytujące bo nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało.
Podjazd na Liwocz poszedł całkiem sprawnie. Zjazd w pewnym momencie był dosyć trudny, stromo, kamienie, gałęzie ale czego się nie robi by mieć fajne zdjęcie :P
Dalej trasa troche nudnawa, góra, dół, góra, dół.
Przejazd przez główną drogę odbywał się pod mostkiem, żeby wyskoczyć z drugiej strony trzeba było wskoczyć na betonowy murek. Wskoczyłem, wciągam rower, przód juz jest, dolna rurka od tylnego trójkąta trze po betonie, zdarło do gołego alu :(
Przy 40km zacząłem czuć skutki jazdy w tym sezonie. Ale napatoczył się bufet to pojadłem, popiłem i jadę dalej chociaż już bez takiego zapału jak jeszcze godzinę wcześniej. Odliczam ostatnie kilometry. One też nie były dobre ponieważ jazda wzdłuż rzeki po starym torowisku zapadła mi w pamięć 2 lata temu. Rower tłucze niemiłosiernie, 14km/h po płaskim i tyle, więcej się nie da. Ani na stojąco ani na siedząco. Sypałem mięsem na głos, chyba nie tylko ja. Potem już z drugiej strony rzeki i meta.
Dystans 63km, czas 3:33.
30 pozycja w MM2 czyli lipa, bardzo lipa. No ale usprawiedliwiam się brakiem jazdy w tym roku :P
Po wyścigu dobre pierogi, zabawa na torze dla bmx, gadki, szmatki i do domu :)
Aha, i jeszcze jedno niedociągnięcie. Przed powrotem chciałem sobie kupić karkówkę z grilla. Niestety pan poinformował że karkówka 5zł ale nie ma już chleba ani ketchupu... sklep był 10 minut drogi stąd więc czy to był problem ? Zwłaszcza że grill był cały załadowany mięsem. Ja podziękowałem i nic nie zjadłem.


Narazie kilka zdjęć, czekam aż pojawią się te z lasu, powinny być fajne

Przed startem © wlochaty


Dojazd do mety © wlochaty


Dojazd do mety © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
15.86 km 0.00 km teren
01:05 h 14.64 km/h:
Maks. pr.:44.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max:188 ( 95%)
HR avg:171 ( 86%)
Podjazdy:700 m
Kalorie: 683 kcal

XC Puchar Smoka - Kąty

Niedziela, 5 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 3

Drugi i ostatni raz pojechałem na XC :P
Mocy po ostatnich ścigach nie było, nie chciało się jechać no ale pojechaliśmy. Petla miała 3,5km, około 200m w pionie. Nie był to interwał tylko 1,5km mega podjazdu a potem tyle samo zjazdu po śliskim i lepkim błocie. Miało być 6 pętli ale sędzi obniżył do 4.
Wystartowaliśmy około 13.50. Było ciężko z racji nachylenia przekraczającego miejscami 25%. Na zjazdach rower tańczył więc traciłem. Druga pętla - prawie umieram. Trzecia - było ciut lepiej ale upał rozsadza mi łeb. Na szczycie podjazdu dostaje dubla i na mecie kończe wyścig, bardzo dobrze bo nie miałem ochoty podjeżdżać czwarty raz. w sumie piąty bo na początku robiliśmy objazd.
Po trasie kiełbaska z grilla, dekoracja i tombola. A później pakowanie i do domu. Był plan żeby wejść drużyną do generalki pucharu ale nic z tego, ja miałem dubla, Szymek zrezygnował po pierwszej pętli z powodu bólu pleców. Jedynie Michał ukończył całość. Ale atmosfera była sympatyczna a to się liczy!
Teraz zasłużony (wątpliwy) odpoczynek czyli wracamy do pracy :P

Profil po kliknięciu w mapkę


Ob(z)jazd trasy © wlochaty


No i gdzies tam na petli © wlochaty


Podjazd katorżnika © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
43.17 km 30.00 km teren
01:48 h 23.98 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:167 ( 84%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: 1600 kcal

II Łańcucki maraton MTB

Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 05.05.2013 | Komentarze 0

Szóstka Trolli pojawiła się w Łańcucie na tutejszym maratonie. Zapowiadała się fajna zabawa, około 140 osób. Oczywiście na godzinę przed startem zorientowałem się że nie wziąłem koszulki. Dobrze że jest blisko do domu, wsiadłem w samochód i ogień:P

Tuż przed startem zaczęło kropić ale na szczęście trwało to tylko kilka minut.
Start! Runda honorowa przez miasto i wyjazd. Na początek ścieżka polna trawie, śliskiej z racji nocnego opadu. Dalej kawałek asfaltu i pięciokilometrowy podjazd na Magdalenkę. Wszystko się rozciąga, robi się gorąco i duszno, słońce znów grzeje.
Wiłem się w tempo i powoli wyprzedzałem kolejnych zawodników wymijając Kundello, który chyba miał awarię.
Na górze dojechałem do Pawła Kosiorowskiego i razem z nim i małą grupką jechaliśmy dalej przez kilka kilometrów. W Handzlówce dogoniliśmy Tomka Rudnickiego i razem już pokonywaliśmy podjazd na Patrię. Urwałem chłopaków w połowie i pojechałem sam. Wiedziałem że już konkretnych podjazdów już nie będzie, zostały hopki. Ale suchy jak pieprz łańcuch nie pomaga, zbyt twarde gripy powodują że p[alce mi drętwieją i ciężko mi obsługiwać manetkę.
Udało się dogonić Szymka i troszkę mu uciec. Chciałem dojechać do mety na maksymalnych obrotach ale czuje że mnie odcina, dogonił mnie Tomek, nie daje radu mu utrzymać koła, przed metą usiadł za mną Paweł K.

Wjazd z czasem 1:47:45

Impreza fajna, wpisowe 20zł tylko, myjka dla rowerów, prysznic dla ludzi, ciepłe pierożki, chłodna woda mineralna. Dekoracja bez zbędnego czekania, o 15 już było po wszystkim. Plus.
Minusik za brak komputera przy zapisach, szło by szybciej niż przy wertowaniu stu kartek. Nagradzane były tylko osoby z pudła, myślę, że za 4 i 5 miejsce dyplom byłby ok.
Wyniki narazie tylko open więc pozycja 40/~130


Podjazd na patrie © wlochaty


Bufet © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
38.50 km 30.00 km teren
02:01 h 19.09 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max:187 ( 94%)
HR avg:163 ( 82%)
Podjazdy:1000 m
Kalorie: 1678 kcal

Cyklokarpaty - Prezmyśl

Sobota, 27 kwietnia 2013 · dodano: 29.04.2013 | Komentarze 0

TrollTeam w trzyosobowym składzie udał się na pierwszy w tym roku wyścig z serii Cyklokarpaty w Przemyślu. Pogoda idealna, trochę nawet za ciepło, ludzi prawie pół tysiąca. Ustawka w sektorach i start kilka minut po 11. Oczywiście nie nastawiałem się nawet na pierwsza połowę bo ledwie zacząłem sezon:) Tak więc poszło mi marnie, nawet bardzo. Jazdę utrudniał bardzo silny wiatr, na zjazdach trzeba było dokręcać żeby utrzymać te 25 groszy, w dodatku podnosiły się chmury kurzu. A z tych przyjemniejszych rzeczy to trzecie miejsce w MM2 i czwarte w open Kony, czyli TT na pudle :)
Niestety organizacja zawiodła na sam koniec, dekoracja opóźniona o kilka godzin... tak późno do domu jeszcze nigdy nie wróciłem, było po 22.
kolejnymi minusami było to że na bufecie do picia tylko woda, która trzeba było nalać sobie samemu przez co zrobił się tlok w koło dwóch baniek z wodą. Na mecie brak wody, brak owoców, jedynie makaron z łyżką sosu. Wyniki dopiero 2 dni po wyścigu...

Wyniki:
38km
czas: 02:01:52.159
MM2: 30/67
MM Open: 84/283
Nie wiem na ile miarodajne sa te wyniki bo na liście brakuje około 50 nazwisk...



pierwszy podjazd © wlochaty


gdzieś tam gdzieś © wlochaty


atak? © wlochaty



regeneracja © wlochaty


Piotrek na trzecim miejscu! © wlochaty


Przemyśl... © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
76.62 km 36.00 km teren
03:51 h 19.90 km/h:
Maks. pr.:62.10 km/h
Temperatura:17.0
HR max:187 ( 94%)
HR avg:161 ( 81%)
Podjazdy:1000 m
Kalorie: 1709 kcal

MTB Mogielnica II

Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 1

W niedzielę odbywał się drugi maraton w Mogielnicy. Rok temu nie mogłem startować za to w tym postanowiłem to zrobić. Wiedziałem że forma bardzo spadła przez długi zastój. Od dwóch miesięcy nie zrobiłem na raz więcej niż 50km. Tydzień przed startem zrobiłem kilka krótkich i mocnych tras w okolicy celem sprawdzenia jak bardzo jest źle :)
Niedziela - z Rzeszowa wyjeżdżamy o 9 i po 16km jesteśmy na miejscu startu. Najadłem się bananów i snickersów, przyczepiłem numerki i ustawiłem się na starcie razem z resztą zawodników a było ich 220.
Początek jak to początek - bardzo szybki ale po minucie czekał już podjazd który rozciągał stawkę, widziałem że czub jakoś się nie spieszył, nie miałem do niego daleko ale to dopiero pierwsze minuty.
Podjazd na grochowiczną i jazda jej zboczami to jedna wielka chmura kurzu, mało co było widać jednak zdołałem wyprzedzić kilku gości, nie wiem czemu tak słabo jechali na początku. Wydawało mi się że to ja powinienem zostać w tyle. Po pierwszym bufecie w okolicy 11km już nikogo nie wyprzedzałem ani nikt mnie. Wdziałem za to że 100 metrów za plecami mam kilkuosobowy wagon który pewnie mnie połknie więc żyłowałem się żeby mu uciec i nie stracić tych 5 czy 6 pozycji na raz. Po prawie 20km ogon zniknął. Mijam bufety biorąc tylko wodę w kubku.W parku linowym łydy mi puchnął gdy trzeba drzeć z buta pod górę starego wyciągu, prawie pion. Dopiero koło krzyża milenijnego jakieś 7km przed metą dopada mnie kryzys, łańcuch już od dawna suchy, przerzutka nie działa jak powinna. Dałem się wyprzedzić chyba trzem zawodnikom, więcej nie udrę. Wpadam na metę, czeka już kilku kolegów. do Kony, który był 3 w kat o 4 w open straciłem 25 minut, do Micia zaledwie 18 sekund. Wydaje mi się że poszło mi coś za dobrze jak na moją kondycję.
Wygrał oczywiście Lary Zębatka do którego brakło mi niecałe pół godziny.
Później jeszcze jedzonko i czekamy na resztę i powrót do domu.
Pierwszy raz wracałem z zawodów rowerem, bardzo fajny rozjazd, rano nie czułem zmęczenia w ogóle.
Sam wyścig też bardzo pozytywny, zero napinki, dobra organizacja i jedzenie, niska opłata i fajne nagrody. Trasa interwałowa i dosyć wymagająca.

Trasa 42km
czas ~2:07
pozycja 11/33 Kat M2
32/105 Open
Chyba mój najlepszy wynik bo załapałem się na 1/3 stawki a zawsze byłem w połowie. Nie wiem jak to się stało, przecież prawie nie jeździłem ostatnio :D
Po powrocie czyszczenie napędu z kurzu, okazało się że tylna przerzutka która pod koniec świrowała ledwo trzymała się na haku :D



śpię za kierownicą :D a tak serio to łapałem oddech © wlochaty


Kona celebruje miejsce na pudle :D © wlochaty
Kategoria Maratrony