Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wlochaty z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 32780.46 kilometrów w tym 7048.26 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Dookoła Tatr

Kategorie

    Maratony

    Lombardia '18

    Lombardia '18

    Marcowy Beskid Niski

    Rumunia 2012

    Dookoła Tatr



Kilka szczytów

Sliezky Dom – Velicke Pleso(SK) - 1670
Pradziad(CZ) < - 1492
Pasul Prislop (RO) - 1416
Pasul Bucin (RO) - 1287
Sch. Akademicka Strzecha - 1282
Radziejowa - 1262
Petrowa Bouda (CZ) - 1260
Pasul Pangarati (RO) - 1256
Wielka Racza - 1236
Rabia Skała - 1199
Dziurkowiec - 1189
Wielki Rogacz - 1182
Przehyba - 1175
Mogielica - 1170
Jasło - 1153
Gubałówka - 1126
Klimczok - 1117
Jaworzyna Krynicka - 1114
Kvacianske sedlo (SK) - 1110
Okrąglik - 1101
Szczawnik - 1098
Runek - 1082
Ždiarskie sedlo(SK) - 1081
Łopiennik - 1069
Pusta Wielka - 1061
Szyndzielnia - 1028
Lubioń Wielki - 1022
Chryszczata - 997
Czantoria - 995
Glac (SK) - 990
Wielki Stożek - 979
Trohaniec - 939
Mała Ostra - 936
P. Salmopolska - 934
Błatnia - 917
Przełęcz Wyżna - 886
Wątkowa - 846
Pasul Setref (RO) - 825
Magura Małastowska - 813
Kamienna Laworta - 769
Maślana Góra - 753
Baranie - 745
Jawor - 741
Sch. Magura Małastwoska -740
Kolanin - 705
Słonny - 668
Grzywacka - 567
Stravie
Królewska Góra - 554
Przełęcz Długie -550
Bardo - 534
Patria - 510


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:846.25 km (w terenie 223.26 km; 26.38%)
Czas w ruchu:44:08
Średnia prędkość:19.17 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Suma podjazdów:1267 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:52.89 km i 2h 45m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
73.41 km 23.00 km teren
03:31 h 20.87 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

płasko

Środa, 30 czerwca 2010 · dodano: 30.06.2010 | Komentarze 4

Pojechałem dziś pojeździć na północ z nadzieją, że odnajdę ścieżki którymi dawniej jeździliśmy dość często. Dotarłem przez Załęże i Trzebownisko do Nowej Wsi i skręciłem w lewo w kierunki Zaczernia.
No i tak sobie jadę i myślę że te tereny przypominają te którymi jeździliśmy dawniej. Pamiętam że tą ścieżką można było dojechać do samej siatki lotniska. Skręciłem więc w pierwsze lepszą drogę szutrową i jadę... kurz i trawa po kolana a na wprost lotnisko.
W końcu droga się polepszyła, jechałem wzdłuż pasa startowego a nasze lotnisko ma drugi co do najdłuższych pasów w kraju. Już poznaję ta okolice i jestem pewien że za chwile gdzieś trzeba będzie odbić w prawo ale nagle ścieżka kończy mi się pod kołami i wjeżdżam prosto na ogromny plac budowy drogi ekspresowej S-19.
Widzę ze z daleka ktoś jedzie polami rowerem i już wiem że to tam ma sie dostać ale muszę jakoś między tymi ciężarówkami i koparkami przemknąć. Jakoś się udało i dalej jadę przy samej siatce lotniska, przecinam jezdnię i znów ładuję się w las którym to dojeżdżam do Rez. Bór.
Pełno tutaj szerokich duktów które krzyżują sie ze sobą co chwilę ale nie ma czasu na postój i zastanawianie się bo od razu owady obsiadują więc jade prosto caly czas.
Wyjechałem w Wys. Głogowskiej i asfaltem dojeżdżam do Głogowa Młp.
Dalej asfaltem do Bud Głogowskich gdzie wjeżdżam w las i szukam zbiornika wodnego gdzie byłem kiedyś na rybach. Ciężko znaleźć go w takich labiryntach dróg jak tam. Przydałoby sie kiedyś objechać cały ten las bo chyba jest spory.
Wracając napotkałem się na drugi zbiornik wodny ale to już był zbiornik przeciw pożarowy - trochę mniejszy. Powrót do asfaltu przez las a dalej już głównymi drogami Budy Głogowskie, Głogów Młp., Rudna Mała, Zaczernie, Rzeszów.

jadąc wzdłuż lotniska © wlochaty


ścieżka na budowę :/ © wlochaty


obrazek na drzewie koło lotniska © wlochaty


odpoczynek w Borze © wlochaty


Zaskroniec ? nie znam sie na tym © wlochaty


zbiornik p.poż. w Budach Głogowskich © wlochaty


pomnik przy drodze © wlochaty


?? :D © wlochaty


Dane wyjazdu:
57.73 km 42.00 km teren
03:31 h 16.42 km/h:
Maks. pr.:66.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1267 m
Kalorie: kcal

Cyklokarpaty - Maraton w Strzyżowie

Poniedziałek, 28 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 2

Nie wiedziałem jak poskutkuje tydzień bez roweru. Miałem nadzieję, że przez ten czas zdążyłem się zregenerować z nadwyżką.
W Strzyżowie zjawiłem się z Bartkiem koło godziny 8:30. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy odczekać swoje w bardzo długiej kolejce do biura zawodów.
O 9:30 byliśmy przygotowani. Ustawiłem się w połowie 3 sektora chociaż powinienem lecieć z drugiego jako że po trzech ostatnich edycjach byłem na czwartym miejscu w generalce M2 mega.
Jedno okrążenie po stadionie i szybka naprawa licznika - nie łapał sygnału. Po drugim okrążeniu stadiony wyjechaliśmy w miasto eskortowani przez dwa motocykle krosowe i radiowóz. Dojeżdżając do ronda prawie skończyło się na karambolu z racji nagłego hamowania kilkuset osób z prędkości 40m/kh do 20.
Wyjechaliśmy z centrum i tutaj zaczęła się niezła zabawa ;) Schron kolejowy o długości 465m i szerokości 8 metrów z czasów II WŚ wzbudził okrzyki i gwizdy radości.
Światło w środku nie zostało włączone specjalnie więc co chwile ktoś w kogoś wjeżdżał. Klimatu dodawali goście na motorach gazując co chwile - echo potęgowało ryk silników.
W końcu wyjechaliśmy z mokrego tunelu z uśmiechami na twarzy i skierowaliśmy się na Żarnową gdzie zaczął się pierwszy podjazd. Z początku płyty betonowe, później kawałek asfaltu a dalej już teren.
Już w połowie podjazdu wyszło słońce a ja gotowałem się w bluzie którą ubrałem rano bo było chłodno.
Pierwsze 20km trasy bez niespodzianek - Raz pod górę a raz w dół, nachylenia delikatne więc się nawet jechało.
Kilka niebezpiecznych miejsc na zjeździe bardzo dobrze oznakowane i z odpowiednim wyprzedzeniem więc był czas na wyhamowanie i przeniesienie roweru nad głębokimi rowami wydartymi przez wodę.
Przy około 20km stał bufet - tutaj kolejny plus za jego wyposażenie. Mineralka, izotoniki, arbuzy, banany, ciastka i jeszcze coś ale nie zdążyłem już popatrzeć bo minąłem bufet jak rakieta wiedząc że mam jeszcze polowe bidonu.
Zaraz za bufetem zaczął się dosyć mocno nachylony podjazd bo luźnych kamieniach.
Mocy dziś mi nie brakowało więc cisnę ile się da wyprzedzając co chwilę kogoś. Doganiam Pawła który wyprzedzał mnie z 8km wcześniej i odjeżdżam mu.
Dotarłem do wjazdu na pętle - Giga 2x, Mega 1x. Droga prowadziła przez lasu i szutrówki i miejscami asfalt. W połowie pętli zbliżając się do wysokości 500m n.p.m. stał gość z aparatem a ja zamiast patrzyć się na drogę to patrzyłem na niego. Jak go już minąłem ukazało się skrzyżowanie,
na którym nie wiedziałem gdzie jechać. Strzałeczki zostały w tyle więc pomyślałem że trzeba jechać prosto - droga nie była odcięta taśmą. Jadę i jadę, zjazd dość trudny ale nie widzę oznaczeń trasy, zatrzymuje się na kilka sekund i widzę że za mną ktoś jedzie więc i ja kieruję się dalej.
Po kilku minutach zjazdu zastanawiamy się z gościem czy jesteśmy na trasie...
Trzeba wracać z buta z 2-3km pod górę. Nie wiem jak to się stalo że na tak ladnie oznakowanej trasie się zgubiłem. Straciłem z 15 minut i pewno tyle samo miejsc.
Wróciłem na dobra trasę zły na siebie i zniechęcony do jazdy ale po chwili znów dostałem zastrzyk mocy i pognałem w górę starając się wyprzedzić kogoś.
Zaczęło mi brakować wody w bidonie więc zaczynałem usychać, trasa została już tak rozjeżdżona że trudno iść po błocie. Na szczęście takich odcinków nie było zbyt wiele. W końcu skończyłem pętlę i dojeżdżam po raz drugi do w/w bufetu.
Panie z bufetu już z daleka wyciągają ręce żeby podać kubek z napojem i pytają co chcemy jeszcze. Ja i tak się zatrzymałem, bidon zatankowałem izotonikiem, wypiłem 3 kubki wody i pojechałem. Miałem już za sobą ponad 40km i dalej czułem dużo siły więc prę po raz drugi ostrym podjazdem i doganiam Wojtka.
Biedaczek nie ma powietrza z tyłu w tublessach i narzeka że ktoś mu dał gównianą pompkę więc dałem mu swoją i pojechałem. Wyprzedzając 6 osób którym nie chce się pedałować pod górę.
Minąłem zjazd na pętlę i pojechałem prosto do mety. Kilka km asfaltem i skręt do lasu i prawie do samego Strzyżowa miałem z górki nie licząc jednego krótkiego podjazdu.
W mieście trasa również zabezpieczona wybitnie. Osoby pomagające blokowały ruch samochodowy kiedy zawodnik wjeżdżał na drogę z pierszeństwem tak żeby wypadek nie miał prawa bytu.
Gdyby nie moja wpadka ze zgubieniem trasy byłbym (miałbym kilkanaście pozycji wyżej) z siebie zadowolony bardziej ale przynajmniej mi się dobrze jechało z tego względu że tereny podobne do rzeszowskich (w końcu to tylko 30km od Rzeszowa) a na takich się uczyłem jeździć i na takich się czuje dobrze.

Ogólnie maraton przygotowany wyśmienicie.
W trakcie kiedy zawodnicy byli na trasie na boisku rozgrywały się zawody xc dla dzieci oraz był pokaz trialu.
Ciepły posiłek dla każdego uczestnika + bogaty bufet.
Ogłoszenie wyników i dekoracja miały być o 16 ale przeciągnęły się do około 17. Niestety ekipa timepro znów podpadła przez co było zamieszanie przy nagrodach mega M2. Po rozdaniu pucharów zawodnicy zostali poproszeni do biura bo pojawiły się nieścisłości.
No i na końcu to na co każdy czekał niestety już w lekkim deszczu - losowanie nagród.
Było ich na parwde dużo, losowanie trwało chyba z 40 minut a nagród było chyba z 60 zaczynając od linek i pancerzy na przerzutce XT kończąc. Niestety nic mi się nie dostało ale żeby było wesoło to Wojtek wylosował tylną lampkę :D

Dystans: według org. 53,6 km (mi wyszło 57,4km)
Czas: 03:22:28
M2: 35/55
Open M2: 95/156

Fotki dodam na dniach jak coś wyszukam ciekawego.
Na razie mapa trasy:



Oto kilka zdjęć:

Wyjezd z tunelu © wlochaty


Nie wyraźne ale jednak widąć że to 172 ;) © wlochaty


Gdzieś w połowie trasy © wlochaty


To tutaj zgubiłem trasę © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
30.39 km 12.00 km teren
01:52 h 16.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

spacerówka z Markiem

Sobota, 26 czerwca 2010 · dodano: 26.06.2010 | Komentarze 1

Wybrałem sie z Markiem o 17ej na lajtowe kręcenie. Jechaliśmy przez Białą bez obranej trasy, po prostu w skręcaliśmy w byle jakie uliczki. W końcu asfalt się skończył i jechaliśmy przez pola wzdłuż Strugu. W jednym miejscu na totalnym zadupiu powstały hopki do dirtu. Chłopaki nawet łopaty tam zostawili ;)
Jadąc dalej dotarliśmy do Tyczyna i tam wpuściliśmy się w trawy wyższe od nas. Ciężka to była jazda oj ciężka zwłaszcza że pod dywanem z trawy były czasami niezłe dziury. W końcu dojechaliśmy do jakiejś szutrówki i nią dojechaliśmy do Przylasku. Z tego miejsca już standardowa trasa do domu tj. zjazd szutrem i do domu przez Kwiatkowskiego.

Hopki na zadupiu © wlochaty


Dane wyjazdu:
45.26 km 44.76 km teren
04:07 h 10.99 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Cyklokarpaty - Maraton w Żegiestowie

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 20.06.2010 | Komentarze 4

O godzinie 5:30 wyruszyliśmy z Rzeszowa a na miejscu byliśmy przed 9tą. Parking kiepski, maksymalnie 30 samochodów. Biuro zawodów w szczerym polu.
Zapisujemy się i wracamy rozpakować rowery i się przebrać. Start opóźniony o 15 minut z powodu braku prądu. O 9:45 zaczyna padać deszcz i pada przez pół godziny czyli aż do startu. Okulary momentalnie zalała woda i rozmazywała obraz więc je ściągnąłem już po 15 minutach jazdy.
Trasa zaczęła się od podjazdu na Pustą Wielką czyli 1061m n.p.m.
Poszło całkiem nieźle chociaż czasami trzeba było podbiegać. Na samej górze wyjechałem z lasu i co zobaczyłem ? Nic! Mgła ograniczała widoczność do około 20 metrów - po prostu jakbym pływał w mleku. Było też trochę wietrznie i dość chłodno - obstawiam temperaturę 10*C a w połączeniu z wiaterkiem i mokrymi ciuchami odczuwałem to jakby było z 3 stopnie.
Mniejsza z tym, w końcu zaczął się zjazd, mijam końcowe stacje wyciągów narciarskich i bo lepkim i śliskim błocie jadę dosyć ostrożnie ze względu na widoczność.
W pewnym momencie coś mi strzela regularnie w kole z przodu. Ściągam je i widzę że blaszka rozginająca klocki hamulcowe wgięła się do wewnątrz i trze o tarcze - to nic wielkiego więc zakładam koło spowrotem babrając się w błocie i zjeżdżam odrabiając straty. Do wyboru miałem zjazd błotem lub równoległy zjazd łąką. Pojechałem łąką ale nie wiedziałem że są tam poprzeczne przekopy odprowadzające wodę więc na pierwszej rynnie prawie zaliczam glebę. Postanowiłem zwolnić więc hamuję przednim - po zakładaniu koła hamulec prawie nie działa, hamuję tylnym - koło momentalnie się blokuje rozpędzając się jeszcze bardziej. W końcu postawiłem rower bokiem do zjazdu i zatrzymałem się do zera i zniosłem rower na drogę z błotem i zjechałem do Wierchomli.
Kilkaset metrów asfaltu i skręt w prawo - szutrowy podjazd o długości 5km prowadzący do Bacówki nad Wierchomlą (880mnpm). Tą drogę akurat znam więc wbijam się w odpowiednie tempo i jadę wyprzedzając 4 osoby.
Jestem już przy bacówce i korzystam z bufetu wiedząc co mnie dalej czeka a czekał mnie odcinek z buta więc wziąłem na drogę jabłko a z kieszeni wyciągnąłem banana - oczywiście błoto z rękawiczek siadało na jedzenie i do końca wyścigu chrupałem piasek.
Tego odcinka trasy nie pamiętam zbyt dobrze, na mapę wyścigu też nie mogę popatrzeć bo zmieniła się ona 3 dni przed startem.
Na 25 kilometrze doganiam Piotrka z kapciem z tyłu i zakrwawioną ręką. Rozcięcie dosyć poważne. 4km dalej dotarłem do bufetu i pytam o jakieś służby medyczne - na całym wyścigu ani jednej karetki czy medyka. Piotrek musiał sam dotrzeć na rowerze do Krynicy do szpitala.
Ja już wymęczony jazdą w błocie docieram do utwardzonego podjazdu na którym dopada mnie mega kryzys i każda próba pedałowania kończy się po 100 metrach więc ide z buta z 3km. W połowie wyprzedza mnie Paweł i jedzie dalej.
Ktoś powiedział mi że do schroniska na górze został już tylko 1 kilometr a poźniej w dół więc wsiadam na rower i próbuję jechać. Minąłem schronisko a droga dalej wiodła ku górze. Na szczęście nie długo. Znów wjechałem w mgłę i musiałem się zatrzymywać przy znakach kierunkowych bo nie widziałem strzałek. Na końcu podjazdu usłyszałem coś jakby buczenie prądu. Okazało się że nad głową leci gondola. Wyszło na to że jestem na Jaworzynie Krynickiej (1114mnpm). Przecież ta górkę miała zaliczać ekipa z dystansu Giga...
Na Jaworzynie ludzie pchają się pod koła - widoczność 5-10m.
Powolutku przecisnąłem się między nimi i ruszyłem w dół. W tym momencie moje morale trochę wzrosły - nie codziennie wjeżdża/wchodzi się z rowerem na tą górę a poza tym czeka mnie zjazd... i to nie byle jaki. Bardzo trudny technicznie. Droga w dół to był taki lej szerokości około 3-4 metrów. W środku leżały kamienie i gałęzie a boki były nachylone do środka i bardzo śliskie. Dodatkowo nachylenie w dół było też ostre. Po kamieniach nie da rady jechać a na bocznych ściankach opony nie chce się trzymać. Odetchnąłem z ulgą gdy zjazd się skończył. Przede mną 5 km do mety po małych pagórkach więc drę ile tylko mogę a dużo już nie mogłem. Przez całą trasę błoto leciało do oczu. Musiałem jechać bez okularów te były tak brudne że nic przez nie nie widziałem. Nie miałem też na sobie ani kawałka czystego ciucha żeby przetrzeć szkła.

Po wyścigu mycie roweru i ciepły posiłek z bufetu.
Próbujemy dowiedzieć się co z Piotrkiem. Okazało się że jest w Krynicy więc pakujemy się i gnamy do niego. Ten wyszedł ze szpitala bardzo zadowolony bo wyspany, umyty i pojedzony :P No i jazda 170km do domu.
Ogólnie gdyby nie ten kryzys przed Krynicką to pewno byłbym bardziej zadowolony z siebie a tak to wiedziałem że i tak będe w 3/4 stawki. Jakież było moje zdziwienie gdy się dowiedziałem że mimo słabego dnia ustawiłem się w połowie listy wyników.
Ciekawe było też to że 30km przejechałem z rozdartą oponą i wystającą dętką kiedy inni zmieniali dętki nawet 3 razy.

Mega open - 46/101
Mega M2 - 16/29
ps. Wyniki cały czas są zmieniane więc i moja pozycja się pewno zmieni.

Start © wlochaty


Na 29 kilometrze - jeszcze przed kryzysem © wlochaty


Ostatni zakręt przed metą © wlochaty


Znów wszytsko trzeszczy © wlochaty


tylny hamulec © wlochaty


sam widok boli © wlochaty


Skorupa na nogach © wlochaty


wyszlifowałem to w 4h brudnymi rękawiczkami © wlochaty


A ja sie zastanawiałem dlaczego mam bicie © wlochaty


Jeszcze 2 zdjęcia znalazłem z końcówki wyścigu:

100 metrów przed metą © wlochaty


A to nie wiem czy przed metą czy już za © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
42.54 km 12.00 km teren
01:51 h 22.99 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

trening przed maratonem

Piątek, 18 czerwca 2010 · dodano: 18.06.2010 | Komentarze 1

Podobno piłkarze dzień przed meczem mają bardzo intensywny trening, taki na 100% mocy. Resztę dnia i noc pozostawiają na regenerację a na drugi dzień wydajność organizmy wzrasta o 20%. Postanowiłem to sprawdzić na własnej skórze (nogach?).
Na rower wyszedłem w nietypowej dla mnie porze bo przed południem tak żeby popołudniu móc już odpoczywać przy zimnym piwie oglądając mecze których z reguły. nie lubię ;).
Tak więc najpierw na rozgrzanie mięśni asfaltem na Matysówke z Zalesia, zjazd do Chmielnika częściowo terenem i terenowy dosyć ostry podjazd do borku. Zjazd do Centrum wsi asfaltem i podjazd asfaltowy w Borku pod sanktuarium i do drogi krzyżowej. Tutaj już zaczął sie znow teren i tak aż do uczelni WSiZu. Z tego miejsca asfaltem aż do rozwidlenia na Tyczyn i Straszydle. Zjechałem kawałek w kierunku Tyczyna i odbiłem na asfaltowy podjazd od Przylasku. Tam wjechałem w las, minąłem kapliczke, standardowo zaliczyłem tam trochę błota i zacząłem zjeżdżać szutrem w kierunku Budziwoja. Zjazd ten zrobił sie trochę niebezpieczny z racji świeżo wysypanych luźnych kamyków.
Z Budziwoja w stronę kładki a dalej do Zwięczycy i przez Lisia Górę do domu.
Kręciłem dosyć mocno więc czuję się jakbym z 90km zrobił luźnym tempem.


Dane wyjazdu:
44.59 km 3.00 km teren
02:20 h 19.11 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

tylko po mieście

Czwartek, 17 czerwca 2010 · dodano: 17.06.2010 | Komentarze 3

Najpierw na działkę a później spacer po mieście. Zalew, planty, Pobitno - tutaj chciałem wjechać na kopiec konfederatów ale raz że kilka metrów ścieżki zjechało kilkanaście metrów w dół a dwa że pokrzywy po kolana i komary od razu mnie zawróciły.
Dalej przez Ciepłowniczą gdzie na działkach dalej stoi duzo wody. Później na baranówkę, centrum miasta i wjazd na planty gdzie spotkałem Micia, Rafała i Artura. Dalej Lisia Góra i powrót nad zalewem.


Dane wyjazdu:
85.01 km 0.00 km teren
03:45 h 22.67 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

NightBike

Środa, 16 czerwca 2010 · dodano: 17.06.2010 | Komentarze 2

Popołudniu czyściłem przednią tarczę i klocki w nadziei że jeszcze chwile pohamują. Efekt był gorszy niż był wcześniej ale po dzisiejszej jeździe wszystko się dotarło i jest elegancko.
O godzinie 22 ustawiłem sie z Pawłem pod Praktikerem na nocną jazdę. pojechaliśmy przez Zwięczycę do Niechobrza pod Krzyż. Nie widziałem go nigdy w nocy. Tam chwila przerwy i trzeba zwolnić miejscówkę Golfowi :D
Dalej do Przedmieścia Czudeckiego gdzie co kilkadziesiąt metrów goniły nas psy - byliśmy w o tyle dobrej sytuacji że był to zjazd. Zakończył się on w Czudcu z którego kierowaliśmy się dalej na południe. Za mostem skręciliśmy w prawo na droge równoległą do drogi głównej tj. Glinik Zaborowski i Żarnowa w której widzieliśmy co przyniosły ostatnie deszcze. Wielkie osuwisko ziemi na asfalt. Oczywiście wszystko już przejezdne ale ściana ziemi przy drodze robi spore wrażenie. Dojechaliśmy do Strzyżowa - pora na kolację i planowanie trasy.
Skierowaliśmy się na Lutczę przez Godową.
W Lutczy byliśmy już na drodze krajowej nr 9 więc znalazło się dla nas trochę pobocza ale zaczęły się też tiry.
Pora obrać kierunek powrotny bo już po północy więc w stronę Jawornika Niebyleckiego gdzie robimy krótką przerwę a następnie atakujemy podjazd którego nienawidzę. Jakoś go wymęczyłem - okazało się że jechałem na blacie o.0
Dalej przez Niebylec, Baryczke, Połomię i Wyżne w którym troszkę skracamy do Babicy i wracamy do Rzeszowa przez siedliska. W domu zameldowałem się o godzinie 02:25 ;)

Krzyż w Niechobrzu nocą © wlochaty


nocne rowery © wlochaty


osuwisko w Żarnowej © wlochaty


Kolacja pod Sokołem w Strzyżowie © wlochaty


Do krosna nie było daleko. W tle przekaźnik na Suchej Górze © wlochaty


Dane wyjazdu:
38.24 km 0.00 km teren
01:39 h 23.18 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Błądzenie po Zaczerniu

Poniedziałek, 14 czerwca 2010 · dodano: 14.06.2010 | Komentarze 2

Po godzinie 18 pojechałem na Zaczernie odebrać dwa komplety nowych metalicznych klocków hamulcowych. Nie długo trzeba będzie wymienić. Te z tylu pewno skończą się w niedzielę na maratonie. Te co kupiłem są przeznaczone do dh - podobno mają "300% longer life time" ;)
Objechałem chyba wszystkie uliczki w Zaczerniu zanim znalazłem wskazany adres.
Wiatr czasami porywisty wiał w twarz niezależnie od kierunku jazdy :/ Chmury też nie wyglądały przyjaźnie ale przynajmniej skończyły się upały.
Przy okazji weszło 2kkm w tym roku.

metaliki © wlochaty


Dane wyjazdu:
37.78 km 8.50 km teren
02:13 h 17.04 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sobotnie wypady - od cienia do cienia

Sobota, 12 czerwca 2010 · dodano: 12.06.2010 | Komentarze 2

Uffff ale upał. O 10 rano na plantach zebrało się 9 osób. Nie mieliśmy pomysłu na trasę. Na górki za gorąco a w lasach na płaskim pełno komarów.
Pojechaliśmy na małe okoliczne góreczki. Na zaporze trzeba sie dostać na drugą stronę drogi a końca samochodów nie widać. Piotrek więc wszedł na przejście z pewnością i samochody zaczęły sie zatrzymywać... tylko jeden kierowca sie zagapił, był pisk opon, uderzenie i widok skasowanego seicento xD
Dalej na Zalesie, podjazd wyciągiem. Na górze musiałem ściągać tylne koło bo na maratonie chyba przypaliłem klocka z tyłu i czasami jak tarcza otrze sie o klocek to wydaje przeraźliwy pisk. Wyciągnąłem jakieś trawy i rozchyliłem klocki, trochę pomogło. Dalej kolo przekaźnika, zjazd lasem gdzie Seba chciał żebym mu zrobił fotke na zjeździe. Akurat w tym momencie zaliczył glebę hehe. Wjechaliśmy do Kielnarowej, zaliczyliśmy sklep i szukaliśmy jakiegoś miejsca w krzakach zeby sobie posiedzieć.
Dalej asfaltem do Tyczyna na lody i powrót do Rzeszowa przez kładkę w Budziwoju i droge nad zalewem.
Co chwilę zatrzymywaliśmy się w zacienionych miejscach bo nie szło jechać w słońcu dłużej niż 20 minut. Masakra

Kawałek cienia © wlochaty


Kurz z pod kół tryska © wlochaty


Gleba Sebastiana :D © wlochaty


I znów cień © wlochaty


Robiliśmy przerwy dosyc często, cały wypad był baaardzo leniwy © wlochaty


Latająca wiewiórka :D © wlochaty


Dane wyjazdu:
139.03 km 1.00 km teren
05:38 h 24.68 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Zalew w Ożannie - upał i wiatr

Czwartek, 10 czerwca 2010 · dodano: 10.06.2010 | Komentarze 6

Miałem wstać o 8 ale po wczorajszych urodzinach kolegi ledwo się zwlokłem o 10. założyłem opony na asfalt troche wytrzeźwiałem i koło godziny 12 pojechałem.
Żar z nieba się leje ale jest wiaterek który trochę chłodzi. Wiatr miałem w plecy więc spokojnie ponad 30km/h cały czas. Bałem się myśleć jak będzie wyglądał powrót z takim wiatrem od przodu...
Rzeszów, Jasionka, Nienadówka, Sokołów Młp., Wólka Niedźwiedzka, Brzóza Królewska, Leżajsk. Z mapy samochodowej województwa za dużo się nie dowiedziałem jak się z miasta wydostać we właściwą stronę ale koniec języka za przewodnika. Stare Miasto, Kuryłówka i skręt na Ożannę. W Kuryłówce jeszcze zrobiłem drobne zakupy.
W końcu dojechałem nad zalew nad który w podstawówce jeździłem z rodzicami co roku na wakacje. Firma w której pracował tato miała tam domki więc były niemal że za darmo.
Objechałem wodę do okoła i usadowiłem się w miejscu gdzie dawniej było molo. Niestety musiałem się sprężać bo komary nie dawały spokoju. Wypiłem zimne piwo (Leżajsk rzecz jasna), zjadłem bułki i poszedłem po piasku w stronę asfaltu.
Wracałem ta samą drogą jak w pierwszą stronę. Najgorsze było to że byłem już trochę zmęczony a poza tym ten wiatr... ciężka się kręciło, 22 - 25km/h. Trzydziestkę osiągałem tylko na zjazdach i w lesie gdzie nie wiało aż tak.
Jeszcze w Leżajsku tankowanie wody i w drogę.
Jakoś tam wymęczyłem tą drogę. W Stobiernej, z 10km przed Rzeszowem jakaś tępa cipa wyjechała z podporządkowanej dosłownie kilka metrów przede mną :/
Ledwo zdążyłem klamke nacisnąć a ona już była na kursie kolizyjnym. Obróciłem rower na ukos i bokiem odbiłem się od jej drzwi i zjechałem na lewy pas. Na szczęście ten był pusty. W życiu tak żadnej kobiety nie zwyzywałem jak ta babę. Ta zrobiła tylko wielkie oczy i pojechała dalej.
Na wjeździe do Rzeszowa skończyła mi się woda także na styk a wody dziś na trasie poszło mi 3 litry + 0,5 powerade + 0,5 piwa.
Przez miasto już ledwo się ruszałem - 15km/h. Ciekawe czy w tym roku przebije jeszcze ten dystans. Szczerze mówiąc troche mi sie nie chce :P

Stobierna i pobocze w rozsypce © wlochaty


San za Leżajskiem © wlochaty


Jest i zalew © wlochaty


:) © wlochaty


bociek szedł © wlochaty


ale poleciał © wlochaty


Trochę upału i odrazu tropikalnie się robi :D © wlochaty


A teraz drugie tyle pod wiatr... © wlochaty


Czas na piwko © wlochaty


moje semi © wlochaty