Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wlochaty z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 32780.46 kilometrów w tym 7048.26 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Dookoła Tatr

Kategorie

    Maratony

    Lombardia '18

    Lombardia '18

    Marcowy Beskid Niski

    Rumunia 2012

    Dookoła Tatr



Kilka szczytów

Sliezky Dom – Velicke Pleso(SK) - 1670
Pradziad(CZ) < - 1492
Pasul Prislop (RO) - 1416
Pasul Bucin (RO) - 1287
Sch. Akademicka Strzecha - 1282
Radziejowa - 1262
Petrowa Bouda (CZ) - 1260
Pasul Pangarati (RO) - 1256
Wielka Racza - 1236
Rabia Skała - 1199
Dziurkowiec - 1189
Wielki Rogacz - 1182
Przehyba - 1175
Mogielica - 1170
Jasło - 1153
Gubałówka - 1126
Klimczok - 1117
Jaworzyna Krynicka - 1114
Kvacianske sedlo (SK) - 1110
Okrąglik - 1101
Szczawnik - 1098
Runek - 1082
Ždiarskie sedlo(SK) - 1081
Łopiennik - 1069
Pusta Wielka - 1061
Szyndzielnia - 1028
Lubioń Wielki - 1022
Chryszczata - 997
Czantoria - 995
Glac (SK) - 990
Wielki Stożek - 979
Trohaniec - 939
Mała Ostra - 936
P. Salmopolska - 934
Błatnia - 917
Przełęcz Wyżna - 886
Wątkowa - 846
Pasul Setref (RO) - 825
Magura Małastowska - 813
Kamienna Laworta - 769
Maślana Góra - 753
Baranie - 745
Jawor - 741
Sch. Magura Małastwoska -740
Kolanin - 705
Słonny - 668
Grzywacka - 567
Stravie
Królewska Góra - 554
Przełęcz Długie -550
Bardo - 534
Patria - 510


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:853.51 km (w terenie 195.00 km; 22.85%)
Czas w ruchu:43:56
Średnia prędkość:19.43 km/h
Maksymalna prędkość:73.78 km/h
Suma podjazdów:9907 m
Maks. tętno maksymalne:191 (96 %)
Maks. tętno średnie:162 (82 %)
Suma kalorii:20979 kcal
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:60.97 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
57.49 km 23.50 km teren
02:41 h 21.42 km/h:
Maks. pr.:73.78 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:550 m
Kalorie: kcal

popołudniowy strzał

Środa, 30 maja 2012 · dodano: 30.05.2012 | Komentarze 6

Pogoda jakaś dziwna była, niby słońce ale jednak deszcz mógł zaatakować w każdej chwili z każdej strony. Miałem nadzieję że jednak będzie ok.
Najpierw przez Budziwój do kładki a dalej Grochowiczna ale trudniejszą stroną. Pod koniec było ciężko bo maszyny zrobiły mega koleiny. Wąskie i głębokie. Dalej zjazd czarnym szlakiem do Babicy i próba podjazdu wyciągiem. W końcu się udało! Pierwszy raz podjechałem całość chociaż łatwe to to nie jest. Przód ledwo trzyma się ziemi z racji nachylenia a tył trzyma się na granicy uślizgu. Szkoda że nie miałem pulsometru bo bym chyba pobił rekord jakiś. Na szczycie wyciągu czekał na mnie Pan Padalec z gratulacjami :D Dalej do góry czarnym, łącznik asfaltowy i dalej w las. Zaczęła się jakaś wycinka przez co nie mogłem znaleźć ścieżki więc jechałem na pamięć. Wycinają szeroki długi pas, ciekawe czy pod kolejny asfalt :/
Dalej żółtym do Sołonki do lasu i zjazd do Zimnego Działu. Tutaj skręciłem na szutrową drogę którą pierwszy i ostatni raz jechałem w 2006r :D Kurde, teraz już nigdy nie będe tam asfaltem dymał. Odświeżyłem pamięć, tamte drogi są rewelacyjne chociaż jeden odcinek już pod asfaltem ale tylko 700m.
Ostatni etap jazdy lasem był nieco utrudniony przez świeżo ścięte gałęzie na drodze, musiałem przeskakiwać i robić slalom. Wyjechałem w Hermanowej i zjazd przez Przylasek do Budziwoja i powrót asfaltem.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tak przyjemnie i fajnie mi się jechało jak dziś. Może to sprawa dużej ilości terenu a może wgrania na odtwarzacz nowej playlisty po dwóch latach :D



Trudniejszą trasą na Grocho. Koleiny © wlochaty


Na szczycie © wlochaty


Pan Padalec :D © wlochaty


Wycinka na szlaku © wlochaty


Stary dąb w Sołonce © wlochaty


Pora na nowo odkryć te tereny © wlochaty


Będzie slalom na zjeździe © wlochaty


Dane wyjazdu:
67.25 km 22.00 km teren
04:32 h 14.83 km/h:
Maks. pr.:72.34 km/h
Temperatura:20.0
HR max:180 ( 91%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:1950 m
Kalorie: 3214 kcal

BS Crew w Bieszczadach czyli atak na Łopiennik

Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 27.05.2012 | Komentarze 3

kilkanaście minut po 7 rano wyjeżdżamy do Berezki w składzie Miciu, Seba, Kona, Wilczek no i ja jako kierowca.
Dojeżdżamy do celu, parkujemy auto obok kościoła i tuz przed godziną 10 ruszamy.
Na rozgrzewkę około 10 km niebieskim szlakiem rowerowym kończącym się podjazdem. Ten jest kontynuowany już zielonym szlakiem edukacji leśnej przez las dalej pod górę. Na wysokości ~700m n.p.m. zaczynamy zjazd do Baligrodu, gęba się sama śmieje, szeroka szutrowa droga ciągnie się jakieś 3km, na liczniku cały czas powyżej 50km/h, jedzie się super do momentu kiedy Kona łapie snejka i trzeba się zatrzymać. Kiedy Piotrek zakłada dwie łatki ja szybko modyfikuje wózek przerzutki bo na podjazdach łańcuch spada z dolnego kółeczka. Ok, dokańczamy zjazd i na asfalcie jedziemy w lewo, po kilku chwilach znajdujemy pomnik WOPistów gdzie do lasu skręca niebieski szlak. Według mapy początek będzie stromy. Tak też było, ziemia trochę mokra więc śliska, rower służył mi jako czekan, tak była jakieś 2km czyli do pierwszego szczytu Kropiwne (760), który przejechaliśmy nieświadomie. Dalej już da się już sporo jechać chociaż szlak jest wąski i trochę zarośnięty. Wjeżdżamy na Berdo (890). Tutaj też brak oznaczenia szczyty więc po krótkim postoju jedziemy. Mokrej ziemi już prawie nie ma, teraz w większości kamienie i powalone drzewa. Jedziemy szeroką drogą dla maszyn a szlak ucieka gdzieś w bok. Musimy więc iść na przełaj. W ten sposób dochodzimy do Durnej (979). Tuż za szczytem mijamy się w dwoma bikerami. Kolejnym szczytem będzie nasz dzisiejszy cel, chcemy dojechać jak najszybciej ale staje się to co raz trudniejsze, co kilka minut trzeba przenosić rower nad pniami lub wnosić go po skałkach. Robi się to już irytujące, co się wepnę to trzeba zejść. Średnia prędkość to 10km/h. W końcu dojeżdżamy na polankę przy której jest szczyt Łopiennika - 1069m n.p.m.
Robimy sobie piknik, kilka zdjęć i wsiadamy na bajki. Czeka nas atrakcja dnia, mega hardkorowy zjazd czarnym szlakiem - napeweno go zapamiętam z racji nachylenia. 500m spadku na 3km :)
Poczatek między borówkami, zakręt 90* i już wyleciałem ze ścieżki w borowiny. Jedziemy dalej, ostare zjazdy po dużych kamieniach, trzeba uważac żeby nie przyblokowało przodu, hamulce piszczą z nagrzania, widelec pracuje na pełnych obrotach a dłonie bolą od kierownicy. Co chwilę parwie pionowe, kilkunastometrowe odcinki po kamieniach. Czasem zdarzy się lezące drzewo. Omijam jakieś drzewo, ścianka robi się niebezpicznie pochylona i wyskakuje przez kierownicę. Na szczęście ląduje na nogi. Jade dalej, kamienie znikają, pojawia się ziemia. Jadę wzdłuż koleiny, tył podbija mi nakorzeniu i jadę z przerażeniem w oczach na przednim kole! Myślałem że to mój koniec ale jakoś posadziłem tył. Końcówka to jazda po łące, tarcze wyją, ręce bolą okrutnie, dojeżdżam do asfaltu w Dołżycy, czeka już Kona i Wilczek z uśmiechami od ucha do ucha a nawet do okoła głowy :D Zjazd rewelacyjny, techniczny i dający spora satysfakcję. Zaczekaliśmy na chłopaków i skoczyliśmy do Cisnej na zakupy i zasłużone piwo. W między czacie nad głowami przeszla nam ciemna chmura ale na szczęście bez deszczu. Po odpoczynku wracamy do Dołżycy i kierujemy się asfaltem na Buk. Nadchodzi kolejna ciemna chmura ale juz o wiele większa, na pewno będzie padać. Musimy zmienić plany, odpuścić powrót terenem. Asfaltem będzie szybciej. W Polankach gdzie mieliśmy odbić do lasu zaczyna padać. Chowamy się pod daszkiem drewnianej chatki i czekamy. Trochę zacina więc próbujemy też przeczekać z tyłu. woda z dachy kapie nam 10cm przed oczami. Robi się chłodno, chłopaki się ubierają a ja z Sebstianem nie mamy nic. Po 40-50 minutach przestaje padać więc jedziemy. No i co ? znów leje i jedziemy w deszczu 4km do następnego zadaszenia, tym razem był to przystanek w Terce. Siedziemy i siedzimy, raz leje raz nie. Ja już zamarazam, jestem mokry a termmetr pokazuje 9*C. Robi się późno, do auta mamy jakieś 18km z kilkoma podjazdami. po pół godziny znów przestaje padać, nie wiem skąd ale znalazłem w sobie motywację i trzęsąc się z zimna wsiadam na rower i jadę. Żeby się trochę zagrzać cisnę ile tylko mogę, uciekam chłopakom na jakiś czas. Doganiają mnie w Polańczyku. Jest mi już dużo cieplej mimo 11 stopni. Niebo się rozpogadza i jedziemy do Berezki. Przebieramy się w suche ciuchy i po godzinie 19 ruszamy do Rzeszowa.

Trasa ciekawa, zwłaszcza zjazd, fajnie wyszedł na profilu. Na pewno jej nie powtórzę ze względu na ciągłe schodzenie z roweru ale zapamietam ją. Deszcz nam pokrzyżował plany bo doszło by jeszcze z 10km terenu. Prawdopodobnie w czerwcu kolejne Bieszczady ;)



Z góry mówię, że zdjęcia i film wypłaszcza. Z resztą to chyba każdy wie.

Rozładunek © wlochaty


postój na pierwszym zjezdzie © wlochaty


przygotwania do łatania © wlochaty


Pomnik poległych WOPistów © wlochaty


na niebieskim szlaku © wlochaty


co raz więcej kamieni © wlochaty


znów trzeba zejść © wlochaty


i znów trzeba wnosić... © wlochaty




Na Łopienniku © wlochaty


Tablica pamiętkowa na szczycie © wlochaty


gleba na zjeździe © wlochaty


Chyba będzie padało © wlochaty


no i się zaczęło © wlochaty



trochę ciasno ale sucho :D © wlochaty


W terce jestem chyba popularny :P © wlochaty


Dane wyjazdu:
29.36 km 0.00 km teren
01:46 h 16.62 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

majowa MK

Piątek, 25 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 0

173 osoby o ile dobrze pamiętam

zachorowałem na ta piosenke


od małego © wlochaty


ucieczka © wlochaty


peleton © wlochaty


Dane wyjazdu:
12.59 km 0.00 km teren
00:33 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:36.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

coś tam po mieście

Czwartek, 24 maja 2012 · dodano: 24.05.2012 | Komentarze 3

czyli tu i tam coś pozałatwiac.
A poniżej miszcz nad miszczem.
Na tym skrzyżowaniu przyjezdni czasem głupieją co dobrze oddaje zdjęcie ;D
Skrzyżowanie obwodnicy z wylotówką na Dynów

jak on to zrobił ? © wlochaty


Dane wyjazdu:
27.76 km 12.00 km teren
01:27 h 19.14 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:350 m
Kalorie: kcal

awaryjne popołudnie

Wtorek, 22 maja 2012 · dodano: 22.05.2012 | Komentarze 5

ładne popołudnie zachęciło na krótkie wyjście, wypadało sprawdzić czy po zmianie haka wszytsko jest ok. Najpierw Zalesie gdzie spotkałem Micia, dalej podjazd na Matysówkę, las słociński, Magdalenka i zjazd do Chmielnika. Przerzutka na niektórych przełożeniach nie pracowała tak jak powinna. Na zjeździe zupełnie przypadkowo zrobiłem lekki obrót korbą a tu coś mi opór stawia. Patrze a tu przerzutka w nienaturalnym położeniu. Zatrzymałem się i stwierdziłem brak górnego kółeczka :/ Na szczęście leżało kilkanaście metrów za mną. Zacząłem to składać do kupy ale śrubka jakby za krótka, nie łapie gwintu, nie wiem czemu teraz nie chciało się złapać jak było dobrze. No ale skręciłem to nieco dłuższą śrubką wykręconą z otworów na koszyk.
Teraz to w ogóle ledwo co to pracuje, wózek totalnie pogięty, muszę przed weekendem poświęcić rowerowi więcej czasu.
Powrót przez podjazd na Łany i zjazd serpentynką.



sie rozleciało © wlochaty


Dane wyjazdu:
16.69 km 0.00 km teren
01:19 h 12.68 km/h:
Maks. pr.:33.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

kapitan hak

Poniedziałek, 21 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 2

po pracy wybrałem się na poszukiwania haka do gianta. Najpierw Hoffman bike - nie ma. tak myslałem. Dalej NSB - nie ma. Szok.
Pozostał tylko Giant gdzie hak kosztował 47zł :/
Na powrocie na plantach spotkałem kolegę i powrót już spacerkiem


Dane wyjazdu:
119.50 km 30.00 km teren
06:12 h 19.27 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:31.0
HR max:181 ( 91%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy:2125 m
Kalorie: 3767 kcal

Konfederatka

Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 4

kilkanaście minut po ósmej razem z Miciem, Sebą i Arturem pojechaliśmy zobaczyć niejaką konfederatkę czyli skałkę w Woli Komborskiej.
Na rozgrzewkę Grochowiczna i Czudec. Dalej przez Podzamcze na Kopalinę.
Po asfaltowym zjeździe do Niebylca pojechaliśmy do Konieczkowej i Lutczy. Tam z racji ponad 30 stopni idziemy pod sklep na owocowe piwko. Sebie w plecaku przebiła sie puszka, miał chłodzenie pleców :D Później szukaliśmy skrętu na Strzałówkę i dopiero jakaś kobita nam powiedziała gdzie się skręca, rzuciła na koniec że nie wie czy my tam rowerami damy rade i lepiej żebyśmy zostawili rowery na dole... ahahaha bitch please :D Atakujemy podjazd, żar leje się z nieba, miejscami trochę błota a pod koniec ściana nie do podjechania więc spacerek na szczyt. Fajnie tam, można kiedyś ognisko zrobić. Ale nie ma co siedzieć i się rozpuszczać na słońcu. Zaczynamy zjazd do jakiejś wioski. Zjazdy super, tereny bardzo przypominają te bieszczadzkie. We wsi szukamy kolejnej drogi patrząc to na mapę to na gps. Znalazła się droga ale miejscami nachylenie 20%, myślałem że uschnę.
W końcu dojeżdzamy do głównej drogi i szukamy pierwszej skały - Maczuga. Sprawdzamy pierwszą lepszą ścieżkę i jest. Fajny kamyczek chociaż maczugi nie przypomina. Wracamy się kawałek i szukamy głównego celu czyli konfederatki. Zero oznaczeń chociaż przy wjeździe do lasu stoi tablica z informacjami o skale. Sprawdzamy kilka rozwidleń, dopiero za 4 razem znajdujemy. Ciekawa formacja, nazwa pochodzi od czapki noszonej przez konfederatów. Mi tam raczej Elvisa przypominała :P
Wracamy do głównej i zjeżdżamy do Domaradza, pasowałoby coś zjeść przed podjazdem ale sklepy zamknięte. Jedziemy więc przed siebie z nadzieją że coś będzie otwartego. W między czasie Artur odbija już na Rzeszów a my we trzech rzucamy się na mega katorżniczy asfaltowy podjazd. Chyba z 6 czy 7km ale za to w tym słońcu to ledwo co się da jechać. W połowie powoli odcina mi prąd z głodu. Dopiero w gwoźnicy jakiś chłop otwiera dla nas sklepik a my wykupujemy ostatnie pączki. Trzeba zasuwać bo idzie burza.
Podjechaliśmy na Patrię, zaczęło grzmieć i trochę kropić. To była moja najkrótsza wizyta na szczycie, może z 2 minuty i wio na dół bo pogoda robi się kiepska. Gdzieś na zjeździe w tylne koło wpada mi kawał badyla. Coś trzasnęło i słyszę że coś nie tak, dobrze że odruchowo zablokowałem koło bo mógłbym nie mieć szprych. Urwało mi hak, wyrwało górne kółeczko z wózka i wrak przerzutki wleciał między szprychy. Dobrze że Miciu miał przerobiony hak od BH, okazało się że jak go docisnę nakrętką ośki to się nawet trzyma. No i tak pojechaliśmy na Zimny Dział i do Przylasku. Powrót przez Budziwój.
Fajna trasa, nowe tereny. Fajnie że w końcu udało mi się wybrać na całodniowy wyjazd i poznałem coś nowego. Najdłuższa trasa w tym roku, przewyższenia tak samo. No a hak urwałem pierwszy raz w życiu i chyba pierwszy raz w życiu nie wziąłem zapasowego :D




pierwsza pauza © wlochaty


ledwo rozgrzany czyli szaleństwo na podjazdach © wlochaty


Końcówka podjazdu na Kopalinę © wlochaty


Jeszcze nie otworzył a już rozlał... oj Seba Seba :D © wlochaty


Strzałówka © wlochaty


Zjazdy bieszczadzkie © wlochaty


Maczuga © wlochaty


Konfederatka.. albo elvis © wlochaty


Seba sparwdza cojest z drugiej strony :D © wlochaty


widok na burzę z Patrii © wlochaty


25km przed domem :/ © wlochaty


Dane wyjazdu:
46.75 km 10.50 km teren
01:54 h 24.61 km/h:
Maks. pr.:68.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max:178 ( 90%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy:320 m
Kalorie: 1332 kcal

Po juwenaliach...

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 19.05.2012 | Komentarze 3

... ciężko było wstać przed godziną 13. Wyszedłem dopiero po 15.
Najpierw przylasek, potem lasem do Błażowej. Objechałem całe miasteczko żeby znaleźć otwarty popołudniu sklep. Kupiłem batonika, piwo i usiadłem na stadionie. Miałem jechać do Dylągówki ale stwierdziłem że jak jutro ma być 100km+ to dziś nie będę szalał i grzecznie wrócę do domu. I tak głównie asfaltem przez Borek i Kielnarową sobie wracałem. Na Sikorskiego droga zablokowana przez świeży wypadek więc jak już ominąłem gapiów to miałem cały pas dla siebie.



stadion w Błażowej © wlochaty


Dane wyjazdu:
68.08 km 61.00 km teren
03:09 h 21.61 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:13.0
HR max:191 ( 96%)
HR avg:162 ( 82%)
Podjazdy:580 m
Kalorie: 2304 kcal

Cyklokarpaty #2 - Pustków

Niedziela, 13 maja 2012 · dodano: 17.05.2012 | Komentarze 5

Pogoda pochmurna, 13 stopni, wyjeżdżamy przed 9 i po 50km jesteśmy w Pustkowie. Kolejna odsłona Cyklokarpat przed nami... a może raczej Cykloplaży. Niespodzianka pierwsza - aby zaparkować samochód trzeba przejechać przez wysoki krawężnik, prawie zostawiłem wydech, wysadziłem wszystkich z auta i jakoś wjechałem. Niespodzianka 2 - kolejka na godzinę stania, chłopaki stali za mnie a ja rozpakowywałem rowery, niespodzianka 3 - 50 minut opóźnienia na starcie.
W końcu ruszamy o 11:50, start honorowy jakieś 3km i tutaj vmax.
Wjechaliśmy w teren - piasek, las, piasek i las, las i piasek, las i las, piasek, patyki, korzenie, las i PŁASKO. Pierwsze 30 km miałem średnią 26km/h ale później dopadł mnie jakiś kryzys, trasa bardzo monotonna, non stop las i piach. Jechało mi się co raz gorzej. Irytacja sięgała zenitu kiedy trzeba było jechać (czasem prowadzić) po rozkopanym piachu. Koła tonęły, rower myszkował, no nie dało się jechać. Nienawidzę jeździć po takich piaskownicach. Piasek męczył niesamowicie. Nie było kiedy sięgnąć po bidon bo cały czas tłukło, nie było kiedy odpocząć bo nie było zjazdów, trzeba było kręcić od startu do mety. Nigdy więcej nie wybiorę się na płaski maraton. Nie umiem i nie lubię. Brak doświadczenia w takim terenie sprawił że nie potrafiłem rozłożyć sił i wynik był tragiczny. Punktów jeszcze nie ma (4 dni po zawodach!) ale będzie to pewnie jeden z gorszych startów w tym sezonie. Niestety.
Dekoracja: ponad 3h. Najpierw nagrody za sprint z Rzeszowa, potem za wyścig z Rzeszowa, potem gadka lokalnych działaczy w garniturach, potem deszcz i dekoracja Pustkowa. Jeszcze później tombola z durnymi pytaniami - zgarnąłem Slime 237ml. Nie chciało nam się czekać do końca losowania i poszliśmy do auta o 20:30 - kurde na 6 mam do roboty, chyba nie pośpię. W międzyczasie musiałem wyjechać z parkingu przy którym krawężnik był już mocno poturbowany przez zawieszania samochodów. Udało się przecisnąć z boku między latarniami i zjechać przez chodnik.

Dystans Mega (64,5km)
MM2: 30/42, czas 2:51:52
Open Mega: 75/170
45 minut starty

Na starcie wycieram szpika :P © wlochaty


borem, lasem © wlochaty


ledwo zipie © wlochaty


próbuje rozbujać się na stojąco © wlochaty
Kategoria Maratrony


Dane wyjazdu:
49.17 km 13.00 km teren
02:07 h 23.23 km/h:
Maks. pr.:66.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max:182 ( 92%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy:440 m
Kalorie: 1504 kcal

noga podaje

Czwartek, 10 maja 2012 · dodano: 10.05.2012 | Komentarze 1

Po wczorajszym kiepskim dniu, dzisiaj jechało się o niebo lepiej. Postanowiłem to wykorzystać i depnąć trochę mocniej, coś a'la trening na wypadek gdybym się zdecydował na niedzielny maraton. Podjazdy raczej siłowo. Najpierw przez Budziwój do Przylasku. Tutaj szukałem nowych ścieżek, jest ich pełno, ciągną się wzdłuż fajnego wąwozu, szkoda że miałem pod góre, niektórym odcinkom nie wiele brakowało do pionu, reszta miejscami przysypana liśćmi tak że koło zapadało się po oś ale i tak fajne single. Okazało się też że moje opony nic się nie trzymają na mokrej ziemi, miałem chyba z 4 uślizgi, rzadko mi się to zdarzało na poprzednich kapciach. Dalej Lubenia, Babica i podjazd czarnym szlakiem, Grochowiczna, Niechobrz Krzyż, Racławówka, Zwięczyca i powrót przez Lisią Górę.



wąwóz w Przylasku © wlochaty


Ulubiony element po każdej trasie :D © wlochaty