Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wlochaty z miasteczka Rzeszów. Mam przejechane 32780.46 kilometrów w tym 7048.26 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.70 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Dookoła Tatr

Kategorie

    Maratony

    Lombardia '18

    Lombardia '18

    Marcowy Beskid Niski

    Rumunia 2012

    Dookoła Tatr



Kilka szczytów

Sliezky Dom – Velicke Pleso(SK) - 1670
Pradziad(CZ) < - 1492
Pasul Prislop (RO) - 1416
Pasul Bucin (RO) - 1287
Sch. Akademicka Strzecha - 1282
Radziejowa - 1262
Petrowa Bouda (CZ) - 1260
Pasul Pangarati (RO) - 1256
Wielka Racza - 1236
Rabia Skała - 1199
Dziurkowiec - 1189
Wielki Rogacz - 1182
Przehyba - 1175
Mogielica - 1170
Jasło - 1153
Gubałówka - 1126
Klimczok - 1117
Jaworzyna Krynicka - 1114
Kvacianske sedlo (SK) - 1110
Okrąglik - 1101
Szczawnik - 1098
Runek - 1082
Ždiarskie sedlo(SK) - 1081
Łopiennik - 1069
Pusta Wielka - 1061
Szyndzielnia - 1028
Lubioń Wielki - 1022
Chryszczata - 997
Czantoria - 995
Glac (SK) - 990
Wielki Stożek - 979
Trohaniec - 939
Mała Ostra - 936
P. Salmopolska - 934
Błatnia - 917
Przełęcz Wyżna - 886
Wątkowa - 846
Pasul Setref (RO) - 825
Magura Małastowska - 813
Kamienna Laworta - 769
Maślana Góra - 753
Baranie - 745
Jawor - 741
Sch. Magura Małastwoska -740
Kolanin - 705
Słonny - 668
Grzywacka - 567
Stravie
Królewska Góra - 554
Przełęcz Długie -550
Bardo - 534
Patria - 510


Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
76.72 km 14.50 km teren
03:59 h 19.26 km/h:
Maks. pr.:71.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Najdłuży w Europie tunel kolejki wąskotorowej

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 05.06.2010 | Komentarze 3

Wyjazd o 10 z hali na Podpromiu bo planty pod wodą. Obecni byli: Aga, Jacek, Miciu, Piotrek, Maciek i ja.
Najpierw podjazd na ul Św. Rocha, zjazd do Chmielnika i wspinaczka pod kolejną górkę. Ścieżka oprócz błota gwarantowała trawę po kolana a czasami pokrzywy. Koniec podjazdu był w Borku. Dalej asfaltem przez Borówki, Hyżne i wjazd na drogę polną skąd dojechaliśmy w okolice Jawornika Polskiego. Z owego miasteczka jazda do Szklar. Zakupy w sklepie i jazda do tunelu. Kawałek wzdłuż torów no i jest! Czarna dziura z malutkim światełkiem na końcu z której powiało jak z klimatyzatora. Przed wjazdem mały piknik ;)
W samym tunelu nic nie widać więc jedziemy na ślepo bo lampki rowerowe wiele nie dawały. Dodatkowo leje nam się na głowę ale jakoś wyjechaliśmy z tego tunelu. Całkiem ciekawe uczucie.
Za tunelem z 1,5km jechaliśmy wzdłuż torów. Miciu jechał między szynami ale zatrzymały go wystające podkłady kolejowe. Za nim jechał maciek i nie wyhamował. Wyłożyli się obaj, troche śmiechu było ale okazało się, że Miciu ma urwany hak przerzutki. Jakoś to sklecił tak, że 30km do Rzeszowa dojechał. Powrót był prawie taki sam jak trasa w pierwszą stronę z z tym że ominęliśmy trochę terenu za to na asfaltowym zjeździe w Borku mieliśmy ponad 70km/h. A dalej przez Kielnarową i Tyczyn do Rzeszowa.

zbiórka o 10 rano © wlochaty


Wspinaczka w Chmielniku © wlochaty


Niebieska ekipa © wlochaty


A teraz przez te trawy © wlochaty


Jacek © wlochaty


Na horyzoncie widać Góry Słonne koło Sanoka © wlochaty


droga do tunelu © wlochaty


O to i on, 602m deszczu przy bezchmurnym niebie ;) © wlochaty


Kontemplacja przed wjazdem. © wlochaty


A to już z drugiej strony © wlochaty


Gleba Micia i Maćka na torach © wlochaty


I urwany hak © wlochaty


Powrót do domu © wlochaty


Dane wyjazdu:
33.31 km 0.00 km teren
01:37 h 20.60 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wieczorem po mieście - Rzeszów znów pod wodą

Piątek, 4 czerwca 2010 · dodano: 04.06.2010 | Komentarze 3

Koło 18ej przestało w końcu padać więc o 19 wyszedłem lajtowo pokręcić się po mieście. Na początek centrum miasta i jazda wzdłuż Wisłoka. Okazało się ze mamy powtórkę z maja (cz. 1, 2). Wody jest może 40 cm mniej niż poprzednio. Od mosty Lwowskiego przejechałem do zapory a następnie ścieżką rowerową w stronę Zwięczycy. Po drodze spotkałem jakiegoś bikera z kapciem i zaoferowałem łatkę ale powiedział, że już jest blisko domu i odmówił. Dalej Lisia Góra, druga strona zalewu, Drabinianka, Biała, Zalesie, Słocina, Wilkowyja, Pobitno i do domu. Jeździło się całkiem przyjemnie z racji chłodnej mgiełki. Niestety nie miałem lampek na rowerze co zmusiło mnie do zakończenia objazdu. Chciałem być czysty ale jednak asfalt jest mokry i trochę mnie schlapało.
Jutro sobotnie wypady ale miejsce spotkań pod wodą więc pewno się spotkamy koło hali na Podpromiu i prawdopodobnie zaliczymy najdłuższy tunel kolejki wąskotorowej w Europie ;) A kwestia niedzielnego maratonu stoi pod znakiem zapytania. Możliwe, że zostanie on przełożony na inny termin z powodu słabego dojazdu na miejsce - uszkodzone drogi i pozrywane mosty.

Wisłok między mostem lwowskim a kładka na Warzywnej © wlochaty


Przy samej kładce © wlochaty


okolice 3lo © wlochaty


Parking przy hali na podpromiu pływa © wlochaty


mgła nad łąkami przy zalewie © wlochaty


Dane wyjazdu:
63.89 km 27.00 km teren
03:14 h 19.76 km/h:
Maks. pr.:62.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sobotnie wypady w czwartek - Husów

Czwartek, 3 czerwca 2010 · dodano: 03.06.2010 | Komentarze 5

Z racji tego, że jest święto to potraktowaliśmy je jako sobotę i o 10 na plantach pojawiła się Aga, Rafał, Artur, Piotrek, Miciu i ja.
Wystartowaliśmy na Słocinę gdzie dosłownie na styk przecięliśmy trasę procesji - 30 sekund później pewnie musielibyśmy przeczekać aż wszyscy przejdą.
Dalej do lasu na czerwony szlak, zjazd do Chmielnika i podjazd na Magdalenkę od tyłu bo droga którą jeżdżę najczęściej prawdopodobnie zamieniła się w zasysające bagno. Na owym podjeździe mijamy babcię, która nas pociesza: "dalej bedzie lży", "już nie daleko".
Pod kościołem na Magdalence chwila przerwy - na wschodzie czyli tam gdzie mamy jechać wisi konkretna chmura ale wiatr daje nam do zrozumienia, że nas nie zleje więc jedziemy czerwonym szlakiem.
Po dojechaniu do asfaltu czekamy z Miciem i Piotrkiem na resztę. 5 minut, 10, wracamy sprawdzić czy nie mają awarii a ich w ogóle nie ma - zmodyfikowali trochę trasę więc we trójkę jedziemy dalej tj. do Handzlówki, z której jedziemy morderczym podjazdem. 150m przewyższenia na odcinku około 1,5km. Końcówka to duże i luźne kamienie ale w końcu dojechaliśmy do drogi w Husowie na wysokości ok. 420mnpm.
Jedziemy kawałek tym asfaltem i wkręcamy w prawo żeby dostać się do lasu i drogi asfaltowej . Zjeżdżamy nią do Tarnawki i robimy krótką przerwę przy miejscowym ołtarzu.
Dalej mijamy stawy w Tarnawce i ładujemy się błotnistą szutrówką pod górę aż docieramy do asfaltu w... to chyba Hyżne. Później pod wiatr przez Borówki i Borek Stary i zjazd szutrem do Chmielnika. Sił mi już zaczynało brakować z racji dość mocnego tempa ale przed nami ostatni podjazd. Mimo to jednak wrzucam przełożenie 1:2 i spokojnie podjeżdżam. Końcówka podjazdu to asfalt z mniejszym nachyleniem więc już lajtowo jedziemy i kierujemy się w stronę przekaźnika gdzie spotykamy Azbesta z kolegami a sami jedziemy na serpentynkę, która zjeżdżamy do mojego osiedla czyli Zalesia.
A przed domem testowałem nowego chińskiego karczera :D Raz dwa i rower czysty.

Miciu na początku szlaku przez las © wlochaty


Agnieszka w tym samym punkcie © wlochaty


Miciu i Piotrek na końcu podjazdu na Magdalenkę a po parwej Babcia Dobra Rada © wlochaty


Już na szczycie © wlochaty


Odpoczynek przy kościele Marii Magdaleny © wlochaty


22 lata dziś stuknęło © wlochaty


Handzlówka i kwiatki pod kołami :D © wlochaty


Koniec morderczego podjazdu © wlochaty


Zjazd przez las w Husowie © wlochaty


Odpoczynek przy ołtarzu w lesie © wlochaty


Dane wyjazdu:
15.40 km 4.00 km teren
00:49 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Krótko bo z awarią

Środa, 2 czerwca 2010 · dodano: 02.06.2010 | Komentarze 5

pojechałem na traske z Wojtkiem i Asią. Na Zalesie i podjazd wyciągiem - troche ślisko ale do podjechania. Dalej koło przekaźnika i w stronę asfaltu na Matysówce jednak nie dojechaliśmy do asfaltu bo Aśka urwała łańcuch. W sobotę już to przerabiałem ze swoim więc podszedłem na budowę obok po młotek, kombinerki i gwoździa. Chwile się męczyliśmy ale jakoś to skuliśmy. Wracamy do domu a Wojtek jedzie jej rowerem. Nie ujechaliśmy pół kilometra i łańcuch znów poszedł ale mamy z górki. Zjechaliśmy do Zalesia, zostawiliśmy rowery u mnie i samochodem do rowerowego po spinke. Spowrotem do mnie naprawić łańcuch. Udało się ale tym razem kaseta kręciła się a koło stało w miejscu :/
Wojtek pojechał do domu a ja samochodem odwiozłem Asię do domu. W czwartek wszystko zamknięte więc zostaje piątek i sobota na naprawę bo w niedzielę maraton w Nowym Żmigrodzie, na który namówił mnie Wojtek. Jak załatwię samochód to pewno pojadę.

ps. Jak wracaliśmy bez łańcucha do mnie to za blisko przejechałem obok samochodu i ujebalem lewym rogiem prawe lusterko. tzn plastiku kawałek oderwałem... Co na to właściciel ? Chętnie by mnie opier**lił ale sam siebie opier***ać nie będę :P

ale urwał © wlochaty


Dane wyjazdu:
26.70 km 7.00 km teren
01:18 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

semi-slickami w terenie

Poniedziałek, 31 maja 2010 · dodano: 31.05.2010 | Komentarze 7

o 18 z pod sceny na plantach pojechałem z Masłem i Bartkiem ale nie bardzo wiedzieliśmy gdzie jechać. Terenu chciałem uniknąć ale z drugiej strony ciekawy byłem jak będzie mi się jechało na semi-slickach poza asfaltem.
Przez miasto na Słocinę, lasem na św. Rocha (tutaj zaczęło kropić i kropiło do końca) i dalej zjazd do Chmielnika. Pod koła błotko a nad koła trawa więc rower tańczył jak Pudzian w Tańcu z gwiazdami. Z Chmielnika podjazd na Matysówkę i jazda błotem w okolicach przekaźnika. Najgorsze przede mną. Zjazd serpentynką czyli trawą i błotem.
Cały ten odcinek zjechałem z zablokowanym tylnym kołem, przy zakrętach różnie to bywało - raz jechałem ścieżką a raz lądowałem w trawie.
A późnej przez ul. Łukasiewicza v-max


Chłopacy wydłubują trawę w Chmielniku © wlochaty


Wiedziałem że to gdzies tu :D © wlochaty


Moje koło © wlochaty


Dane wyjazdu:
71.04 km 21.00 km teren
03:48 h 18.69 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sobotnie wypady

Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 29.05.2010 | Komentarze 1

standardowo o 10 pod sceną. Obecny był Chmielik, Agu i Rafał.
Na początek przez Słocinę i Malawę a później na Magdalenkę. Pierwsza przerwa przy piwie i jazda do Woli Rafałowskiej, Błędowej Tyczyńskiej, Zabratówki i Dylągówki.
W Dylągówce chwilka pod sklepem i jazda w teren przez wioski o nazwie nieznanej aż dojechaliśmy do Boskiej Doliny. Szukaliśmy miejsca na ognisko ale chcieliśmy dojechać jakimiś nowymi drogami. Chwile to trwało ale coś się znalazło. Ognicho z kiełbaską i piwem, mmm :)
Dalej to już raczej improwizacja i modyfikacje. Trawiasta ścieżka pod kołami nam się nagle skończyła więc na przełaj przez pole - w tym momencie urwałem łańcuch. Zszedłem do jakiejś drogi na nogach i od kobiet z jakiegoś domu pożyczyliśmy młotek, gwóźdź i kombinerki. Kawałek łańcucha mam przy kluczach jako breloczek więc się przydał ale najgorsze było wbić w ogniwa sworzeń. Wymyśliłem nową metodę i za 5 minut wszystko grało.
Pojechaliśmy dalej lądując w jakimś polu bez pojęcia gdzie jesteśmy. Kobita nam pojaśniła że na dole jest Nieborów Wielki i tam jest asfalt więc tam pojechaliśmy. Z Nieborowa przez Hyżne, Borek, Kielnarową i Tyczyn do chałupy.


Tym się teraz poruszam :D © wlochaty


Podjazd na Magdalenkę © wlochaty


Już na szczycie :D © wlochaty


zło © wlochaty


Stajnia Gianta © wlochaty


Ognicho gdzieś w lesie © wlochaty


Jest ognicho to i muzyka będzie © wlochaty


Ścieżka się skończyła © wlochaty


Śmierć pod kołami roweru © wlochaty


Dane wyjazdu:
24.63 km 2.00 km teren
01:05 h 22.74 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Tyczyn, ostatnie jazdy na kellysie

Piątek, 28 maja 2010 · dodano: 28.05.2010 | Komentarze 2

do Tyczyna coś załatwić. Zostało mi chwilke czasu więc wróciłem przez Budziwój, kładkę, Boguchwałę, Zwięczycę, Lisią Górę do domu.
Dzisiejsza jazda to byla ostatnia jazda na tym rowerku. Wieczorem zmieniam ramę i korbę.
Ale Kellysa nie przekreślam. Zostawiam tą ramę na długie wyjazdy bo ma mocowanie na bagażnik więc na tych wakacjach jeszcze się nim przewiozę ;)

W skrócie o kellysie.
Rower wyprodukowany w 2005r, kupiony w 2006 za 1300zł.
Do tej pory z oryginalnego roweru została mi rama, przednia obręcz, sztyca, siodełko i mostek. Dziś zostanie już tylko obręcz i siodełko i mostek ale i to z czasem się zmieni. Na tej ramce objechałem około 12kkm. Kellys zaliczył Bieszczady, Beskidy, słowackie Pieniny, słowacki raj i inne górki. Był w Zakopanem, Przemyślu, Nowym Sączu, Szczawnicy, Solinie, Piwnicznej i co najważniejsze przejechał przez całą Polskę mijając między innymi Starachowice, Skarżysko-Kamienną, Żyrardów, Płock, Grudziądz, Starogard Gdański i w końcu Gdańsk by nabrać morskiego piachu w łańcuch ;)

Tak Wyglądał w czerwcu 2006r.

2006r, ul. Św. Rocha - podjechanie było wyczynem ;) © wlochaty


Dane wyjazdu:
53.88 km 10.00 km teren
02:29 h 21.70 km/h:
Maks. pr.:67.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

podwójny deszcz i nietypowy powrót

Wtorek, 25 maja 2010 · dodano: 25.05.2010 | Komentarze 7

o 14 pojechałem na traske z Wojtkiem i Asią.
Lajtowo przez Lisią Górę, Zwięczycę, kładkę nad Wisłokiem i przez Budziwój terenem podjechaliśmy na Przylasek. Chmury zaczęły robić się średnio fajne ale wjechaliśmy w las żeby dojechać nim do Lubeni. Zawróciliśmy jednak po 200 metrach bo byśmy się potopili. Wybraliśmy drogę szutrową do Straszydla. W samym Straszydlu dopadł nas deszcz więc pod wiatr ostro cisneliśmy na najbliższy przystanek. Czekaliśmy z 15 minut, wyszło słoneczko i mokrym asfaltem jechaliśmy do Lubeni.
W Lubeni postój pod sklepem i zmiana planów. Zamiast podjeżdżać do Babicy wybraliśmy najkrótszą drogę do domu bo znów naszły burzowe chmury.
Nie ujechaliśmy kilometra od sklepu a Asi zaczął latać prawy pedał. Wyszło na to, że ma w korbie zerwany gwint więc Wojtek jechał jej rowerem pedałując raczej lewą nogą, w Siedliskach znów zaczęło padać a pedał z wibracji całkiem odpadł. Posiedzieliśmy chwilę pod sklepem aż przestało padać i kombinowaliśmy jak wrócić.
Na początku Wojtek pedałował na lewa nogę, później zrobiliśmy zmianę i ja kręciłem. W końcu wyszło na to, że złapałem się koszulki Wojtka i tak mnie ciągnął z 10km do samego Rzeszowa.

Po deszczu w Straszydlu © wlochaty


Wojtek kręci lewą a pedał jeszcze się trzyma © wlochaty


Dane wyjazdu:
70.05 km 21.00 km teren
04:00 h 17.51 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sobotnie wypady - rez. Wilcze i darmowe cukierki :)

Sobota, 22 maja 2010 · dodano: 22.05.2010 | Komentarze 5

Spotkaliśmy sie na parkingu przy hali na Podpromiu bo scena na plantach zawalona jest tym co naniosła woda a w dodatku śmierdzi. Stawił sie Artur, i dwóch Maćków.
Chwila zastanowienia i losowanie gdzie jedziemy - Husów czy Wilcze. Rzut rękawiczką wszystko wyjaśnił.
Zalew, Zwięczyca, Boguchwała, kładka nad Wisłokiem, Budziwój, Przylasek - Chwila przerwy. Dalej szutrem do Straszydla i mozolny podjazd na Zimny Dział.
Tutaj z 20 minut na odpoczynek pod sklepem. W międzyczasie coś pstryknęło mi w lewym kciuku. Trochę spuchło ale to pikuś w porównaniu ze skutkami. Nie mogę go za bardzo odgiąć bo ból przypomina prąd. Albo staw albo ścięgno, zajmę się tym w poniedziałek.
Od sklepu jeszcze kawałeczek asfaltem i wjazd od lasu szuterkiem a dalej trawą, błotem i kałużami w koleinach.
W pewnym miejscu napotkaliśmy kałużę przy której Artur mnie trochę podpuścił (:D) i pokonałem ją z rozpędu. Minutę później już wylewałem wodę z butów i wytrzepywałem spodenki z wody i błota a rower nabrał beżowej barwy - cały.
W końcu dojechaliśmy sobie na szczyt Patria (510m.n.p.m.) w rezerwacie Wilcze.
Tam chwile sobie posiedzieliśmy ale coś zaczęło kropić a nad Dynowem wisiała spora chmura więc się zebraliśmy spowrotem skręcając w prawo. Koleiny, rowy po wodzie z ostatnich dni, drzewa i gałęzie - błoto w standardzie.
Jak już wydostaliśmy się z lasu czekał na nas kilku kilometrowy zjazd szutrem, na którym Maciek łapie kapcia.
Po dojechaniu do asfaltu skierowaliśmy się na Błażową i główną drogą do Rzeszowa ale co z tymi cukierkami ?
W Kielnarowej zatrzymaliśmy się na chwilę na przystanku. Tak się złożyło że jechała kolumna weselnych samochodów i jakiś hojny człowiek wyrzucił nam przez okno garść dobrych cukierków :D Manna z nieba :D Dalej już asfaltem do domu.


Pierwszy Maciek podjeżdża na Przylasek © wlochaty


Drugi Maciek © wlochaty


Artur © wlochaty


Przerwa na Zimnym Dziale :D © wlochaty


Wjazd w teren prowadządzy do rez. Wilcze © wlochaty


Znienacka :D © wlochaty


Pierwsze bajora © wlochaty


Tutaj umoczyłem... buty i spodenki. Na zdjęciu Maciek © wlochaty


czilałt © wlochaty


Na szczycie Patrii (510m) © wlochaty


Kapcioszek © wlochaty


A dalej to już w dół © wlochaty


Uciaknie przed... deszczem © wlochaty



I jeszcze filmik z wyjazdu złożony przez Artura

[youtube]


Dane wyjazdu:
20.51 km 10.00 km teren
01:12 h 17.09 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Błota wystarczy dla wszytskich :D

Piątek, 21 maja 2010 · dodano: 21.05.2010 | Komentarze 2

Krótko ale konkretnie ;)
Czasu zbyt wiele nie miałem więc jeździłem po najbliższych okolicach miasta tak żeby w razie telefonu szybko wrócić do domu.
Jechałem sobie bez celu w stronę Słociny - odpadł mi przedni błotnik z powodu słabego dokręcenia śrubki. Wziąłem owy kawałek plastiku i skorzystałem z tego, że obok miałem działkę - tam zostawiłem też tylny błotnik... później tego trochę żałowałem. Kręciłem się jakoś uliczkami Słociny i w pewnym momencie spontanicznie skręciłem z ul. Wieniawskiego jakąś boczną, szutrową drogę mając nadzieję, że to nie dojazdówka do domów. Jechałem cały czas pod górę najpierw szutrem, potem pod kołami miałem gruz a później pojawiły się dwa pasy sliskiego błota a pomiędzy nimi trawa. Wybrałem to drugie bo na błocie koło sie kręciło a ja stałem w miejscu. Nigdy wcześniej tędy nie jechałem. W końcu dojechałem do rozwidlenia na prawo i na lewo a przed sobą jakies 400m widziałem krzyż. Hmm dziwne bo nie miałem pojęcia o nim i nie bardzo wiedziałem gdzie jestem. Chciałem do niego dojechać ale drogi w obu wariantach schodziły w dół. Pojechałem w prawo dojeżdżając do kolejnych dróżek pełnych błota i jakoś w końcu dojechałem do tego krzyża ale żadnej tabliczki na nim nie było więc dalej jest on dla mnie zagadką.
Jechałem dalej, błoto po 3,5km się kończyło i zaczął sie szuter (1km) i zabudowania. Wyjechałem na główną drogę na przeciwko ulicy Podgórskiego. Już wiem gdzie jestem więc jadę dalej. Asfaltem aż do Chmielnika i odbiłem od razu w lewo na drogę na Magdalenkę a z owej drogi w lewo na czerwono-żółty szlak, którym zjechałem do końcówki ul. Św. Marcina. Dalej Św. Faustyny aż do stadniny koni i przez Śłocińskie uliczki do domu.
Dawno w takim błocie się nie taplałem i błotniki tez chyba by wiele nie dały.
Pogoda fajna więc jutro obowiązkowo o godzinie 10 na plantach ;)
ps. Wyhaczyłem dziś na allegro nową korbe SLX za mniej niż 300zł. W sumie to Masło ją znalazł. Korba będzie czekać na nową ramę a to już tuż tuż :D

Owy krzyż na tle miasta © wlochaty


Pełna kultura na trasie. Tak trzymać ! © wlochaty


W pełnym kamuflażu - gotwy do mycia © wlochaty


Moja noga - gotowa do mycia :D:D © wlochaty